... where cult & sleaze meet... digging classic genre flicks, exploitation revival, auteur cinema & rare documentaries... you like it, we like it!
Wednesday, 31 December 2008
Życzenia noworoczne, podsumowania i dobre chęci :)
To był bez wątpienia dziwny rok dla całego świata, którego końcówka obnażyła kruchość światowego systemu ekonomicznego, w którym żyjemy... kto by się jednak za długo przejmował? W sieci szybko zagościł dobry humor, dla wielu bowiem (szczególnie starych anarchistów i awatarów chaosu) jest to zwiastun nieuchronnych zmian, które są wazeliną dla magiji przeobrażającej życie.
Z drugiej strony był to dla mnie wyjątkowo udany rok, którego przebłysk miałem nad ranem tuż po Sylwestrze zeszłego roku. Sprawdziło się i teraz się cieszę. W praktyce każdy jednak liczy nowy początek, tam gdzie wypada koniec. NA CAŁE SZCZĘŚCIE kalendarze rzadko są w stanie być mapą dla naszego życia, o czym zawsze pamiętajmy.
Mimo tego, jeśli ktoś lubi te końce grudnia przypominam wszystkim małpkom, kotkom i misiom o bardzo ważnej rzeczy jednocześnie życząc wszystkiego najlepszego w Nowym Roku. Sugestia czyni cuda, pogłaskajcie swoje członki i łechtaczki na szczęście :)
Sunday, 14 December 2008
Konrad na wakacjach
Jak sami widzicie, Conradino zawiesil pisanie przez ostatni miesiac, gdyz najpierw sie przygotowywal do wakacji, a obecnie je przezywa odpoczywajac od Londynu w polnocnych Wloszech. Jak wroci z Wenecji, z pewnoscia skrobnie jednak kilka slow, puszczajac tymczasem oczko do wszystkich zacnych ezoterrorystow, ktorym sie chce jeszcze zagladac na tego bloga.
Thursday, 6 November 2008
Stevena G. Horwitza list do przyjaciół z lewicy!
Bardzo ważny, choć pewnie przejdzie bez zauważenia w środowiskach polskich ekonomistów, a jednak warty polecenia czytelnikom mojego bloga jest w dyskusji o aktualnej recesji List otwarty do moich przyjaciół z lewicy, napisany przez Stevena G. Horwitza.
Dlaczego nienawidzi się libertarian także w dobie recesji?
Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta, ponieważ zwykle mówią prawdę i są w stanie ze zdumiewającą precyzją przewidzieć stan gospodarki na podstawie głównych mechanizmów, nią sterujących. Jedną z najbardziej zwalczanych w ostatnich latach teorią gospodarczą w Stanach Zjednoczonych stała się więc właśnie libertariańska teoria wolnego rynku, która "wolny rynek" definiuje głównie w kategoriach jego wolności, a nie jej braku!
W przeciwieństwie do interwencjonistycznych bredni na temat "wolnego rynku", libertarianie CIĄGLE wykazują, że do zbudowania "prawdziwie wolnego rynku" jeszcze dużo brakuje, pokazują też jak wiele w ostatnich 100 latach zawłaszczyło sobie państwo i instytucje przez nie wspierane i jak w istocie definicja "wolnego rynku" została przez konserwatystów rozmyta, zdekonstruowana, a potem użyta do zmanipulowania globalnego społeczeństwa. Ludzie, obudźcie się! Na świecie nigdy nie bylo WOLNEGO RYNKU!
Tymczasem, oczy dali sobie nawet zamazać anarchiści, którzy w latach '90 przeformułowali swoje marksistowsko-bakuninowskie podstawy, by walczyć ze śmiertelnym wrogiem - wyrwanym spod kontroli państwa kapitalistycznym Nowym Światowym Porządkiem! Mało z nich jest sobie pewnie w stanie wyobrazić, że to właśnie władza państwa doprowadziła do rozkwitu międzynardowych instytucji, gwarantujących sprawne operowanie mechanizmów gospodarczych i finansowych, a ich działanie można nazwać na wiele sposobów, ale na pewno nie uwalnianiem rynków! Innym paradoksem jest to, że anarchiści w ogóle mogą stawać po stronie państwa, a znam w Polsce takich, którzy jeszcze płacą ZUS, co dla mnie jest już zupełnym absurdem.
Gdy w latach '90 w USA i w Europie Zachodniej pojawiło się pierwsze od lat '70 widmo recesji - skok cen ropy, artykułów żywnościowych groził zwyżkującą inflacją i cięciami budżetowymi, uwloniona z jarzma totalitarystycznego układu sowieckiego Europa Wschodnia, nakręciła natychmiast koniunkturę, kręcił nią wstępując do Unii Europejskiej i będzie także jej gwarantem jeszcze przez przynajmniej 4 lata, co potwierdzają wszystkie polskie serwisy finansowe.
Osobiście podeprę się tutaj artykułem z Gazety Finansowej, w którym autor pisze, że: Spowolnienie gospodarki bez wątpienia nadchodzi szybkim krokami, ale nie można powiedzieć, że Polsce zagraża recesja (przynajmniej dwa kwartały spadku PKB). Nasz kraj ma dużo do nadrobienia, a środki unijne będą zastrzykiem podtrzymującym wzrost gospodarczy. Możemy mówić o tym, że PKB będzie rósł w latach 2008–2009 np. o 4,5 proc., zamiast o około 6 proc., ale nie o recesji. Polacy to spowolnienie mogą jednak boleśnie odczuć. Dla porównania wzrost w innych krajach Unii będzie wynosił średnio 0,2-0,3%, a we Włoszech już jest zerowy.
Obecna recesja była w pełni do przewidzenia, co wiedziało wielu analityków giełdowych i ekonomistów! Niestety nie robiono nic, żeby jej zapobiec! Za dowód niech posłuży klip z wiadomości, emitowanych przez stację CNBC, w której Peter Schiff dobre dwa lata temu przewiduje amerykańską recesję, powodowany zdrowym, libertariańskim rozsądkiem.
Poniżej wklejam jeszcze fragment obszernego, klasycznego tekstu Murraya N. Rothbarda, "Dlaczego konserwatyści kochają wojnę i państwo?", w którym genialny ekonomista tłumaczy podstawy amerykańskiego interwencjonizmu, który narastał przynajmniej od lat '30 XX wieku.
Sens Nowego Ładu został dostrzeżony, znacznie lepiej niż w konserwatywnej mitologii, przez ruch leninistowski we wczesnych latach 30., zanim, w połowie lat 30., na skutek sytuacji międzynarodowej, w jakiej znalazł się Związek Radziecki, nastąpił ostry zwrot linii komunistycznego świata i powstanie „ludowego frontu” zgody na Nowy Ład. W 1934. roku brytyjski leninista R. Palme Dutt opublikował krótką acz kąśliwą analizę Nowego Ładu jako „socjalnego faszyzmu,” w którym rzeczywistość faszyzmu przemyca się pod przykrywką populistycznej demagogii. Żaden konserwatywny przeciwnik nigdy nie potępił tak ostro i stanowczo polityki Nowego Ładu. Dutt pisał, że polityka Roosevelta „prowadzi do dyktatury typu wojennego,” podstawowym celem polityki jest wprowadzenie państwowego monopolistycznego kapitalizmu przez NRA (National Recovery Act, Ustawa o Odnowie Narodowej), subsydiowanie biznesu, banków i rolnictwa przez inflację i częściowe wywłaszczenie ludności przez obniżenie płac realnych, regulację i wyzysk pracy środkami rządowymi-regulowanymi płacami i przymusowym arbitrażem.” Kiedy Nowy Ład obedrze się z tego „socjalno-reformistycznego ‘postępowego’ kamuflażu,” „pozostaje rzeczywistość nowego faszystowskiego systemu skoncentrowanego państwowego kapitalizmu i przemysłowego niewolnictwa,” w tym bezwzględny „marsz ku wojnie.” Dutt efektownie konkludował, cytując redaktora szanowanego Current History Magazine (z 1933. roku): „Nowa Ameryka nie będzie kapitalistyczna w starym sensie, nie będzie też socjalistyczna. Obecnie trend zmierza do faszyzmu, będzie to amerykański faszyzm uosabiający doświadczenia, tradycje i nadzieje wielkiego narodu klasy średniej.”
Zatem Nowy Ład nie stanowił jakościowej zmiany w Amerykańskiej historii, przeciwnie, był ilościowym rozwinięciem systemu państwowych przywilejów zaproponowanych i wprowadzonych wcześniej, przez administrację Hoovera, wojenny kolektywizm I wojny światowej i w epoce progresywnej. Źródła państwowo-monopolistycznego kapitalizmu lub, jak określa to autor, „kapitalizmu politycznego,” zostały świetnie przedstawione w znakomitej pracy doktora Gabriela Kolko. W Triumph of Conservatism Kolko znajduje źródło kapitalizmu politycznego w „reformach” ery progresywnej. Ortodoksyjni historycy zawsze traktowali erę progresywną (w przybliżeniu lata 1900-1916) jako okres, w którym wolnorynkowy kapitalizm zaczął stawać się coraz bardziej „monopolistyczny.” W odpowiedzi na te rządy monopolu i wielkiego biznesu, ich zdaniem, altruistyczni intelektualiści i dalekowzroczni politycy zwrócili się do rządu o interwencję w celu dokonania reform i regulacji tych nieszczęść. Wspaniała praca Kolko pokazuje, że rzeczywistość wyglądała dokładnie przeciwnie niż ten mit. Pomimo fali fuzji i trustów powstałych na przełomie XIX i XX wieku, siły konkurencji wolnego rynku szybko osłabiły i rozmyły te próby stabilizacji i umocnienia ekonomicznej potęgi interesów wielkiego biznesu. To właśnie biznes, w obawie przed rychłym upadkiem pod wpływem rynkowej konkurencji, po 1900. roku zwrócił się do rządu o ochronę i pomoc. Krótko mówiąc, interwencje rządu federalnego zostały przeprowadzone nie po to, żeby okiełznać monopol wielkiego biznesu w interesie dobra ogółu, ale by stworzyć monopole, których wielki biznes (i związki mniejszych przedsiębiorstw) nie byłyby w stanie utworzyć na wolnym rynku. Obecnie zarówno prawica jak i lewica mylnie twierdzą, iż państwowe interwencje są z natury lewicowe i antybiznesowe. Stąd powszechny na prawicy mit czerwonego Nowego Ładu. Zarówno wielcy biznesmeni, pod przywództwem Morgana, jak i profesor Kolko, jako jeden z nielicznych w środowisku akademickim, zauważyli, że przywileje monopolistyczne mogą być wprowadzone tylko przez państwo, nie jako wynik procesów rynkowych.
Kolko wskazuje, że rozpoczęte wraz z Nowym Nacjonalizmem Roosevelta, a rozwinięte w Nowej Wolności Wilsona regulacje w ubezpieczeniach, bankowości, rynku mięsa, eksporcie i innych działach gospodarki, o których dzisiejsi prawicowcy mówią jako „socjalistycznych,” nie tylko zostały z zadowoleniem przyjęte, ale wymyślone i przeforsowane przez wielkich biznesmenów. Był to świadomy wysiłek, by związać ekonomię z subsydiami, regulacjami i przywilejami monopolistycznymi. Typowe spojrzenie na tę sprawę prezentował Andrew Carnegie, który był głęboko zatroskany konkurencją w hutnictwie, której ani stworzenie US Steel, ani słynne „Gary Dinners,” sponsorowane przez kompanię Morgana, nie potrafiły zdusić. Carneige oświadczył w 1908. roku: „zawsze w końcu uświadamiam sobie, że państwowa kontrola rozwiąże problem.” Oświadczył, że w rządowej kontroli nie ma nic niepokojącego, zaś „kapitał kompanii gazowej, chociaż kontrolowany przez sąd, jest doskonale bezpieczny. Niech zatem cały kapitał znajdzie się pod rządową kontrolą (…).”
Tuesday, 21 October 2008
Jezus twoim przyjacielem jest!
Wlasnie zdalem sobie sprawe, ze nadmiernie dyskryminuje na tym blogu chrzescijan, tak wiec tym razem cos dla nich i dla innych lubiacych piosenki o Jezusie.
Friday, 3 October 2008
A tak w ogóle...
... to pozwolę sobie na małą dygresję na temat tego, co obecnie porabiam zawodowo. Ostatecznie rzuciłem zawód dziennikarza po ostatniej, nieudanej próbie rewitalizacji moich ambicji w tym kierunku i otworzyłem ze znajomym mały sklepik w sercu Camden Stables, gdzie można mnie spotkać pięć dni w tygodniu przynajmniej do końca listopada. Gdyby ktoś chciał podejść i pogadać, serdecznie zapraszam.
Trzy słowa od papieża do ojca prowadzącego czyli imigranta na Polaków spojrzenie
Mój ulubiony krytyk polskich wad narodowych, Witkacy, zasłynął powiedzeniem, że Polska byłaby wspaniałym krajem, gdyby mniej w niej było Polaków. Stwierdzenie to obrazuje wbrew pozorom nie tylko niechęć wielkiego artysty do mentalności przeciętnego Polaka, ale wskazuje także na niedostatek pozytywnego myślenia o polskiej tożsamości narodowej przez najbardziej zainteresowanych.
Przez ponad dwa wieki polska tożsamość narodowa była kształtowana głównie w opozycji do otaczających zewsząd Polaków wrogów, którzy stanowili śmiertelne zagrożenie dla ich języka i kultury biorąc je w bezlitosne kleszcze. Można by zaryzykować stwierdzenie, że polska tożsamość narodowa stała się dzieki temu w dużej mierze tożsamością negatywną – wymierzoną przeciwko komuś, przed kimś wiecznie się broniącą.
Nie da się jednak ukryć, że w ten właśnie sposób udało się stworzyć zbiorową świadomość, funkcjonującą w oparciu o widmo niewidzialnego wroga. W podobny sposób udało się wspiąć w przedwojennych Niemczech na wyżyny popularności faszyzmowi. Nie byłoby to nigdy możliwe bez korzenia wszelkich struktur organizujących życie zbiorowości – tego co mój przyjaciel, Dariusz Misiuna, określił kiedyś w rozmowie jako "tyranię kolektywizmu". Ta mityczna "władza systemu" od zawsze była wspomagana przez ortodoksję religijną i dyskurs polityczny, działający w dualistycznym polu zły – dobry, czarny – biały, wróg – przyjaciel etc.
W tym polu została też zorganizowana i utwardzona polska tożsamość narodowa. Łatwo to zauważyć, szczególnie w Londynie, gdzie na każdym kroku można usłyszeć polski język. Mogę uważać przy tym za swoje szczęście, że nie przypominam wyglądem Polaka i dzięki temu mogę podsłuchiwać "swoich rodaków" na ulicy oraz w autobusie. Zdarzyło mi się ostatnio usłyszeć z ust Polaków wiązankę na temat muzułmanów, czarnuchów, którą ku mojemu zdumieniu zakończył szyderczy komentarz na temat "dziwnego, wielkiego kolczyka" w moim uchu, który mógłby sobie wsadzić kolega... ten „kolczyk” był w zasadzie stożkiem do rozpychania ucha. Miał wprawdzie 10 mm, ale nie było w nim nic dziwnego. Prawie mnie zatkało, ale nie dałem po sobie poznać, że coś zrozumiałem. Konspiracja to podstawa.
W zasadzie nie zdziwiło mnie to zupełnie, gdyż zyjąc 27 lat w Polsce zdążyłem zrozumieć, że Polacy mają jeden podstawowoy problem – nie potrafią akceptować inności. Wychowani w świadomości słuszności swojej religii, stylu życia, myślenia, postępowania, a nawet ubierania (jakkolwiek idiotycznie by to nie brzmiało), pielęgnują to, co Nietzsche nazywał "moralnością niewolnika" - kult szarości i przeciętności. Widząc jednostkę odstającą od tłumu, jak wściekłe szerszenie, Polacy organizują się, by ją zniszczyć. Indywidualizm jest największym zagrożeniem dla „tyranii kolektywizmu”.
Przez tą cechę większość Polaków ma jednak wielki problem z odnalezieniem się w realiach społeczeństwa post narodowego, w wirze multikulturowej metropolii tj. Londyn. Powierzchowna, ukształtowana za europejskim murem świadomość wyjątkowości, pada jak domek z kart. Pan Rysiu z Białegostoku, który dostaje ataku serca, gdy ktoś zagada do niego po angielsku, jest tego najlepszy.m przykładem. Przez fałszywą pewność siebie przebija się wstyd. Wstyd braku edukacji, braku wychowania, stylu obcowania z innym i wstyd bycia bycia gorszym – pachołkiem z Europy Wschodniej. Syndrom mięsa armatniego, wyzierający prawie z każdej pary oczu, to Polaków w UK znak rozpoznawczy.
Egzystencjalny smutek polskiej imigracji w UK nie bierze się jednak znikąd – to efekt nieprzygotowania edukacyjnego do realiów post kolonialnej Europy. Gdyby eksperyment z Madagaskarem zakończył się sukcesem, może wtedy Polacy "zasmakowaliby imperializmu" i stali się bardziej świadomi innych kultur i ich zwyczajów, a także pozwoliliby sobie na więcej luzu. Polak, jak kołek wyjęty z płotu ma bowiem także problem z wyluzowaniem się, ze zrzuceniem z siebie grobowej maski, w którą ubrał go kościół, szkoła i społeczeństwo.
Ten stan rzeczy odbija się nie tylko na relacjach z innymi ludźmi, ale także na stylu, który prezentują Polacy w UK. To przelewająca się szaro-burość. Przeciętny Polak w Londynie to wyrwany ze wsi spod Lublina wieśniak, który nie potrafi w żaden sposób zaakcentować swojej ciekawości świata i kolorów osobowości. Nic jednak dziwnego, cech on tych po prostu zwykle nie posiada nakłądając sobie na siłę maskę męczennika, wisielca (tarotowe inklinacje, jak najbardziej wskazane do analizy).
Wykształca się w ten sposób stereotyp Polaka, który ryje 18 godzin na dobę, nie dba o siebie i chodzi po ulicy z mieszanką smutku, wściekłości i niepewności na twarzy. W Londynie Polak to zbir ze Wschodu, Tatar współczesnej Europy. Co pomogłoby to zmienić? Bardzo niewiele, trochę szacunku dla siebie samego, więcej spokoju, wyrozumiałości dla innych realiów, a ponad wszystko chęć tworzenia pozytywnego wizerunku siebie samego, czego wszystkim Polakom w Polsce i za granicą serdecznie życzę!
Tuesday, 9 September 2008
Głos z drugiej strony lustra
Właśnie mija mój jedenasty miesiąc pobytu w Londynie - czas przeplatany szukaniem nowej formuły dla własnej osobowości, stresem związanym z życiowymi zawirowaniami, spotykaniem nowych person, odkrywaniem tajników Tarota i dalszymi kontaktami z loa. Nie byłby to jednak nigdy czas tak twórczy, gdyby nie fakt że kontemplowałem w tym czasie, a także przekazywałem do swojej podświadomości wiele z myśli i emocji, kłębiących mi się w organizmie, które teraz czas wydobyć na powierzchnię.
Ostatni miesiąc był dla mnie prawdziwym szaleństwem, spotkałem kobietę, z którą już po trzech dniach mogłem natychmiast zdecydować się na wspólne życie - dzielenie miejsca, czasu, ciała i serca. Novella tryska swoim włoskim temperamentem na wszystkie strony sprawiając, że czuję się tak, jak nigdy wcześniej - spełniony i szczęśliwy, bez paranoicznych dodatków.
Dzielimy wiele wspólnych pasji jednocześnie nie będąc dzieleni przez nic. Jej czuła osobowość z ostrym temperamentem są dla mnie prawdziwym wybawieniem od tego, co 27 lat miałem na talerzu w rodzimym kraju. Wreszcie nie muszę się użerać z kobiecymi chorobami mentalnymi, karmionymi czule przez wiele Polek - charakterystycznymi zresztą dla przedstawicielek tego narodu.
Nie jestem straszony widmem dzikiej zazdrości, syndromem braku orgazmu, judeochrześcijańskiem poczuciem winy, chorobliwą nieśmiałością, postawą "bo mi się należy", kobiecymi przywilejami, pierdolonymi konwenansami, a także nie muszę dzielić swojego życia na dwie połowy: na żywot grzecznego, posłusznego mężulka i niegrzecznego, wiecznie najebanego kolesia, który upija się z ziomkami i łazi na dziwki. Panie i panowie, z tą kobietą nie muszę składać swojego życia na ołtarzu społecznej schizofrenii, czego każdemu zresztą życzę.
Przy okazji realizuję swój plan, który powstał w mojej głowie jeszcze przed wyjazdem do Londynu, ale tylko tutaj mogłem doprowadzić do jego realizacji. Odrzucam znoszoną szatę psiej przynależności do kolektywistycznego koryta. Nie mogę już dłużej pielęgnować słodkiej lecz naiwnej, XIX wiecznej ideologii przynależności narodowej. Jest ona niemożliwa w wieku internacjonalistycznego miksera, który pożera wszystkie liście z drzewa, by wyprodukować całkowicie nową perspektywę.
Odrzucamy rytuały starych czasów, gdyż są one czarne. Nie nadają się one już dłużej ani jako definicje formatywne, ani jako techniki tańca w tłumie. Przyznajmy wreszcie, iż wszyscy jesteśmy kosmitami, a latające spodki, to nasze mobilne domy. Jako psychogeograficznym nomadom pozostaje nam rodzenie nowych idei i tuneli rzeczywistości jedynie w oparciu o prawdziwą Wolę.
Jeśli mamy jeszcze uprawiać jakikolwiek komentarz o innych i o nas samych, możemy to jedynie robić w oparciu o trans imperatyw. Siłą rzeczy musimy stać się relatywistami, którzy surfując po falach chaosu spotykają innych nam podobnych sportowców, ale nie rzutują na nich projekcji, powstałych w opraciu o naszą socjalizację, o nasze mentalne przyzwyczajenia i inne prymitywne wdruki poniżej czwartego poziomu Leary'ego.
Mądrość rodzi się na ulicy, gdzie zewnętrzne formy muszą zostać odrzucone na rzecz perspektywy płynnego chaosu. Jesteśmy tu i teraz, a resztę nich pożre Wielki Cthulhu!
Saturday, 23 August 2008
Drinking the Cup of Abundance
Chciałbym coś bardzo napisać, bo w głowie kłębi mi się mnóstwo rzeczy, tyle że ciężko mi się od dwóch tygodni do komputera dorwać na dłużej niż na piętnaście minut :)
Moja nowa miłość po prostu żyć mi nie daje, a ja także nie pozostaję dłużny. Co tu jednak kryć, mój nowy kwerent tarotowy okazał się Trójką Pucharów czyli Kielichem Obfitości, z którego piję tylko i wyłącznie wielkimi łykami!
Jak się tylko uda, wrzucę coś nowego na tego lekko zakurzonego bloga. Muszę tylko znależć chwilę czasu!
Tuesday, 8 July 2008
Kółko eksperymentatorów
Zacznijmy od przeglądu trendów, panujących wśród twórców wideoklipów do eksperymentalnej i klubowej elektroniki. Widać wciąż te same tendencje, te same techniki i te same chwyty, choć oczywiście zdarzają się miłe dla oka perełki.
Żadna muzyka nie może się wprawdzie obyć bez obrazów, które wyłaniają się ze strumienia sygnałów biochemicznych, karmiących nasze neurony, ale że żywią się one ciągle tym samym, to już przesada ;) w szybkim tempie przeleciałem breakcore, dubstep, grime, electroclash i experimental breakbeat, aby wysunąć wam moje propozycje.
niechlubnie odwołujące się do klasyki DIY...
Milanese - Mr Good News ("Extend", 2006)
Venetian Snares - Mutant Cunt Sniffer ("Invasion From XXX Dimension", 2005)
niskobudżetowe...
Baobinga & I.D. feat. Virus Syndicate - Jum Up Get Hype ("Big Monster", 2008)
romansujące z pop kulturą...
Bong Ra - 666MPH ("Breakcore A Go-Go", 2003)
animacje komputerowe...
Autechre - Gantz Graf ("Gantz Graf", 2002)
Benga & Coki - Night ("Night", 2007)
i nówki...
Ben Sharpa - Hegemony (Police Protection Service) (LP to be released)
Ladytron - Ghosts ("Velocifero", 2008)
Kode9 & Spaceape - Time Patrol (12'' to be released)
Bójcie się, bójcie!
Wujek Conradino nareszcie wrócił tam, gdzie jego miejsce czyli w przestrzeń wirtualną :)))
Po okresie internetowo chudym, kiedy warunki radosnemu surfowaniu po prostu nie sprzyjały, ponownie będę mieszał w głowach, gdyż mam w domu połączenie! Niech no tylko skończę tego Hine'a :P
Cieszycie się?
Monday, 16 June 2008
Fur & Loathing
Fur TV to nowa seria, produkowana dla MTV Europe. Polecamy jeden z odcinków, naprawdę dobry :)
Sunday, 8 June 2008
Dzieje się, dzieje...
Jestem ostatnio tak zajęty, że mam tylko czas wałęsać się po Londynie :) To chyba kara za to, że przez ostatnie dwa tygodnie zbytnio się nie przepracowywałem, głównie załatwiając formalności związane z postawieniem stoiska ze zdjęciami na Spitalfields Market. Panie i panowie, idę w końcu na swoje dzięki współpracy z Jarkiem z Camden Shop! Trzeba coś w końcu robić!
Do tego wszystkiego startuję jutro z nowym portalem muzycznym dla diaspory polskiej na Wyspach, którego zostałem redaktorem naczelnym. Kliknijcie sobie w ten link: Antyportal. Strona na razie będzie update'owana dwa-trzy razy w tygodniu, ale wszyscy mamy nadzieję, że stanie się poważnym medium, jak tylko sytuacja finansowa postawi wszystko w pionie! Na razie mamy jednego strategicznego sponsora, jesteśmy w trakcie otwierania biura w Londynie oraz kompletowania zgranego zespołu.
Oczywiście, gdyby któryś z moich fantastycznych czytelników miał jakiś fajny materiał lub też chciałby popracować dla mnie jako freelancer, niech pisze na mój prywatny e-mail. Obiecuję, że wszystkie materiały przeczytam, a najlepsze opublikuję proponując stałą, płatną współpracę ludziom, którzy prezentują sobą pewien poziom.
Jeśli mieszkasz zaś w Dublinie lub Edynburgu i potrafisz śledzić, co się u ciebie dzieje w sferze muzycznej, również podeślij mi swoje materiały, gdyż koło sierpnia-września będziemy tam zatrudniać po jednym korespondencie.
Jednym słowem, nie ociągać się!
Friday, 9 May 2008
Nihil novi ;)
Jak pewnie zauważyliście, blog od jakiegoś czasu leży odłogiem i sam nie wiem kiedy ożyje ponownie. Powody są dwa, po pierwsze odcięto mnie od internetu, a po drugie mam obecnie dwie prace part time'owe i ciągnę jeszcze freelancing dla Nowego Czasu (zaglądajcie od czasu do czasu na stronę London Calling).
Odżyła jednak w międyczasie MAGIVANGA, na którą udało mi się wrzucić kilka nowych artykułów. Check it out! Obecnie w fazie planowania jest kilka artykułów źródłowych na tematy magiczno-muzyczne, które pójdą do Profili może jeszcze w tym miesiącu. Zastanawiam się też nad kilkoma tłumaczeniami swoich rzeczy na angielski, gdyż pojawia się zapotrzebowanie.
A tak w ogóle po ostatnich ekscesach narkotykowych, opiekunka z wyższego wymiaru zachęciła mnie do aktywnej zmiany swojego życia. Przeprowadzam więc proces oczyszczania duchowego, mentalnego i fizycznego, który potrwa trzy miesiące. Czuje, że jest to jedyna prawdziwa metoda na Londyn, gdyż w innym wypadku utonę szybko we wszechobecnym gównie!
Po raz pierwszy raz w życiu chcę się też zacząć ubierać całkowicie na biało. Moja znajoma Brazylijka stwierdziła, że w ten sposób wyglądać będę już jak totalny wyznawca Candomblé. Styl musi gonić potrzeby duchowe, nie inaczej :)
Poniżej mała próbka mojego nowego wizerunku:
Saturday, 19 April 2008
Epizod z czasow mlodosci
Dla wielbicieli industrialu bedzie to ciekawostka, a dla badaczy kultury industrialnej w Polsce kolejny kamyczek do woreczka odkryc. Na MySpace stanal wlasnie profil legendarnego zespolu Szumivne Tablety (3City, PL), w ktorym piszacy te slowa udzielal sie w okresie 1996-1999 tworzac sekcje rytmiczna!
Milego sluchania!
Monday, 14 April 2008
Kilka powodów, dla których kocham Japończyków!
Za punk rock:
Za hard core:
Za grind core:
Za noise:
Za industrial:
Za rozwojową wersję dancehallowego tańca i za budowanie mostów:
Oraz oczywiście za pasję empiryczną:
Tuesday, 8 April 2008
I'm a violent motherfucker, so are you :)
OK, dzięki temu, że znowu mam zapewnione przetrwanie dzięki nowo poznanemu bratu w magicznym ogródku, który tym razem okazał się szefem kuchni, Thelemitą i hiphopowym didżejem w jednej osobie, mogę zająć się tym ostatnio, nieco zapuszczonym blogiem :)
Całe szczęście, gdyż chciałem już uciekać się do ekspresowo działających rytuałów z dużą zapłatą :P Przy okazji jeszcze raz strumień wdzięczności kieruję w stronę Agnieszki i Marcina, którzy wciągnęli mnie w wir działania psychedeliczno-organicznego Inspiral Lounge!
Co mam dla was tym razem? Dużo przemocy, prezentację dwóch niezwykle ciekawych idei, które zagnieżdżone zostały w londyńskim światku i znakomicie się przyjęły. Na pierwszym z nich już byłem, na drugie się dopiero szykuję.
Poznajcie więc Scrap Club:
... oraz London Rollergirls:
Na razie bez komentarza, gdyż artykuł i o jednym, i o drugim na pewno ukaże się w "Nowym Czasie". Kiedy to nastąpi, na pewno puszczę ten materiał na bloga!
Wednesday, 2 April 2008
We made it, kurwa!
Ufff... właśnie wróciłem z mojej ulubionej imprezy w klubie Orleans, na której grają fayne steppasy, by oznajmić, że już nie jestem bezrobotny! Pracę dostałem o pierwszej nad ranem i się zajebiście kurwa cieszę! Wprawdzie nie wiem na ile dni w tygodniu i na jak długo, ale zawsze to jaskółeczka, zwiastująca poprawę losu :)
Nie byłoby tak jednak, gdyby nie moi przyjaciele, którzy zawsze mnie wygrzebują z kłopotów i którym niezmiernie jestem wdzięczny! Może faktycznie mam więcej szczęścia niż rozumu. Chciałem już pić z komputerem sam na sam za hajc z karty kredytowej i zostać w tempie ekspresowym alkoholikiem, ale mój przyjaciel rzekł: "Jeśli chcesz zacząć pić, najpierw oddaj mi moje pieniądze!" Jak możecie się domyślić, nie stać mnie na to, więc widać alkoholizm nie jest mi przeznaczony.
A rewres jest taki, że może to i fascynujące podniecać się duchami umarłych magów, poetów i innych niestabilnych życiowo osobników, którzy pili na umór, jak tylko coś nie szło po ich myśli, ale czasem warto podjąć wysiłek udźwignięcia życia na trzeźwo, czego wszystkim skłonnym do alkoholizmu na skutek niepowodzeń życiowych serdecznie życzę!
Monday, 31 March 2008
Blues białego człowieka...
Kto by pomyślał, że w obliczu perspektywy poprawiających się warunków życiowych, które miałem jeszcze przed świątecznymi wakacjami w Polsce, nagle wszystko się popieprzy? A tu niestety, zaledwie wróciłem do Londynu, w ciągu dwóch dni straciłem wszystkie możliwości pracy...
Byłem wprawdzie w międzyczasie na jakiejś rozmowie kwalifikacyjnej w dużej firmie, na którą nawet garnitur kupiłem (na kartę kredytową), ale nie wpłynęło to jakoś znacząco na poprawę mojej sytuacji, gdyż w słuchawce telefonu nie rozległ się żaden głos.
Za ostatnie pieniądze opłaciłem w niedzielę mieszkanie i jedyne, co teraz mi się powiększa, to długi... kiedy skończy się jedzenie w lodówce, to nadejdzie chyba czas na myślenie o powiedzeniu "Żegnaj Wielka Brytanio!"
Każda cierpliwość ma swoje granice, a moją fatalną passę przydałoby się w końcu świadomie zamknąć! Czuję się już od dłuższego czasu, jak w złym śnie, na który mam minimalny wpływ. Ani magia, ani racjonalne myślenie już nie pomagają, los się po prostu do mnie nie uśmiecha.
I nieuchronnie przypomina mi się znakomity kawałek, "H2OGate Blues", w wykonaniu Gila Scotta-Herona, który zagnieżdżam wam poniżej:
Thursday, 27 March 2008
Free Tibet Event @ Inspiral Lounge, London, Camden Town
An evening of Tibetan culture and culinary treats
Through the course of the night we will be sharing information about Tibetan culture, the current crisis and human rights issues in China. This will also throw an interesting note on the Beijing Olympics this year - with an appeal to Boycott them!
Free TibetFilms and Multimedia presentations
Tibetan food
DJs and musicians
Discussions
We are all connected!
Facing a brutal crackdown from the Chinese government, Tibetans inside Tibet need our support now more than ever.
Parts of the revenue generated by the cafe will be spent supporting the Tibetan course!
Free entry!
Thursday 27th March @ Inspiral Lounge, London, Camden Town
More info...
: Free Tibet, Camden Town
Sunday, 23 March 2008
Tuesday, 18 March 2008
Free Tibet, Chinese motherfuckers!
Wszyscy dobrze wiemy, co stalo sie 15/03/2008 w Lhasie, stolicy Tybetu. Rodzima ludnosc przypchnieta do muru piecdziesiecioletnim okresem bezwglednej, chinskiej represji, zapragnela dac sygnal swiatu, ze ma dosyc i jeszcze raz prosi swiat o pomoc! Wybuch spontanicznego buntu byl naturalna reakcja, ktory musial przerodzic sie w uliczna wojne. Niestety, byly ofiary. Czy jednak jakakolwiek walka moze obyc sie bez ofiar?
Pomimo tego, ze Dalaj Lama od lat nawoluje do nie uzywania przemocy, apele te nie skutkuja, a chinski rzad smieje sie calemu swiatu w twarz majac caly czas nadzieje, ze zblizajace sié Igrzyska stana sie ostatecznym przyzwoleniem na masakry i zbrodnie, jakich dokonuje sie w Tybecie.
Apeluje do was wszystkich, nie pozwolmy na to! Ze wzgledu na nasza wlasna historie, zwykle poszanowanie dla ludzkiej godnosci i naturalne zrozumienie dla pragnienie do zycia w wolnosci przez Tybetanczykow!
Mam nadzieje, ze ponizsze obrazy pobudza was do dzialania!
Sunday, 16 March 2008
Afro Dub Sesja z moim udziałem!
Zupełnie oficjalnie i poważnie zapraszam wszystkich mieszkańców Trójmiasta i Kaszub na czwartkową Dub Sesję, z moim udziałem, która odbywać się oczywiście będzie tradycyjnie w sopockim klubie Papryka. Tym razem objawię się w jednym ze swoich muzycznych wcieleń jako DJ Carajo23 z selekcją potężnego afrobeatu, gorącego afro-funku i transowych, rytualnych bębnów, wyciągniętych z londyńskich sklepów muzycznych... jeśli oczywiście dadzą mi w ogóle zagrać, bo różnie to bywa :)
Przyjdźcie jednak zajarać bluncika, walnąć drinka i pogadać o różnych ciekawych rzeczach. Okazja wyjątkowa, bo mam urodziny, a nie wiem kiedy następnym razem będę w Polsce. Dużo tym razem zależy od tego czy nie doznam szoku kulturowego i nie zabije mnie pogoda :)
Friday, 14 March 2008
IV Ryzyko (X Fortuna lub Targ)
Od pewnego czasu pracuję na londyńskich targach jako handlarz, sprzedający cierpliwie acz wesoło herbatę czarną, czerwoną, zieloną i białą. Z pracy dla polonijnych mediów nie da się niestety utrzymać na powierzchni. Jednym z moich ulubionych jest pomimo swojego najgorszego okresu od wielu lat, Camden Lock Market, znajdujący się naprzeciwko uległego niedawno spaleniu, Camden Canal Market.
To miłe miejsce zarówno do pracy, jak i wypoczynku. Wszyscy handlarze łączą tam przyjemne z pożytecznym wychodząc z założenia, że dobra praca to taka, w której można się w pełni wyluzować. Czasem zajaram sobie jointa z rana, jak spora część wszystkich moich sąsiadów, podtrzymując tym samym tradycję luzu, z którego słynie Camden Town - miejsce, w którym akceptuje się wszystkich i wszystko.
Camden Lock pomimo bycia dość niecodziennym miejscem, rządzi się swoimi niewidzialnymi zasadami, które najlepiej można określić jako przypływy i odpływy energii. Czasem handlarze gadają cały dzień o różnych rzeczach lub czytają gazetkę umierając z nudów, a czasem udaje nam się coś sprzedać pojawiającym się znikąd włoskim lub hiszpańskim turystom. Dzień dzieli się tu na dwie połowy, handel do południa i po południu... są one ze sobą niewidzialnie powiązane. O tym, jaka będzie sprzedaż, decyduje pogoda, nastawienie i rodzaj energii, która pojawia się na targu. Rodzajów tej energii jest wiele i pomimo tego, że jest to teza ryzykowna, powiedziałbym że jest ich dziesięć, jak w karcie Fortuna z Tarota Thotha, która w Nowoorleańskim Tarocie Wuduistycznym stała się Targiem.
Zanim karta ta stała się u Crowleya Fortuną, w klasycznym Tarocie Marsylskim, jak i w Tarocie A. E. Waite'a, była Kołem Fortuny, które posiadało osiem szprych. S. L. McGregor Mathers, założyciel Hermetycznego Zakonu Złotego Brzasku tłumaczył to następująco:
The Wheel of Fortune. A wheel of seven spokes (the two halves of the double-headed cards make it eight spokes, which is incorrect) revolving (between two uprights), On the ascending side is an animal ascending, and on the descending side is a sort of monkey descending; both forms are bound to the wheel. Above it is the form of an angel (or a sphinx in some) holding a sword in one hand and a crown in the other. This very complicated symbol is much disfigured, and has been well restored by Levi. It symbolizes Fortune, good or bad.
Crowley zastąpił osiem szprych w Kole dziesięcioma, zaś w Nowoorleańskim Tarocie Wuduistycznym obraz koła został zastąpiony Targiem - miejscem, w którym los zmienia się w ciągu sekundy albo na lepsze, albo na gorsze. Na Targu wszystko jest ze sobą współzależne. Jeśli chcesz zrobić sobie przerwę, inni pilnują twojego stoiska, jeśli ktoś potrzebuje drobnych, a ty je masz, natychmiast rozmieniasz mu pieniądze. Jeśli ktoś sprzedaje coś na jednym stoisku mając pod opieką dwa, a na Camden Lock zdarza się tak często, a na drugim w międzyczasie pojawia się klient, robisz to za niego. Innymi słowy, pokojowa i przyjazna współpraca jest na targu podstawą dobrego handlu. Jak nigdzie indziej, właśnie tutaj poznaje się kulturę osobistą innego człowieka, jego zasady etyczne, a bardzo często także zainteresowania, poglądy na życie i zawodowe sztuczki. Targ nie jest możliwy bez współpracy handlarzy, powodzenie jest tu dzięki temu zależne przede wszystkim od umiejętności dostosowania się do niepisanych zasad.
Jak wiedzą handlarze, w poniedziałek można być do przodu, a we wtorek do tyłu. Ryzyko jest wpisane w ten zawód, jak u zawodowego żołnierza. Nie ma reguły na dobry dzień, jednak są znaki, które każdy uczy się powoli interpretować, pozwalające przewidzieć mniej więcej bieg wydarzeń. Jak pisze Crowley w "The Book Of Thoth":
This card is attributed to the planet Jupiter, "the Greatest Fortune" in astrology. It corresponds to the letter Kaph, which means the palm of the hand, in whose lines, according to another tradition, the fortune of the owner may be read. It would be narrow to think of Jupiter as good fortune; he represents the element of luck. The incalculable factor.
Crowley odnosi literę Kaph poprzez kabalistyczną gematrię do astrologicznego znaku Ryb, który związany jest tradycyjnie z Jupiterem, zaś dziesięć szprych do dziesięciu Sefirot Drzewa Kabalistycznego z mocnym przyciąganiem w kierunku Sefiry Malkuth. Karta ta posiada więc moc kształtowania materialnej rzeczywistości w nieprzewidywalny sposób. Trzy figury: Sfinks, Hermanubis i Tyfon, symbolizują elementy alchemicznego wiązania - siarkę, merkuriusz i sól, konieczne do wiecznej przemiany, w której dokonuje się Wielkie Dzieło.
Karta Targ zachowuje dwie z tradycyjnych postaci zastępując Tyfona wężową laską, która jest atrybutem-fetyszem samego Damballah Wedo, twórcy i opiekuna ludzi, dbającego o zachowanie podstawowych, duchowych cnót. Jak pisze Louis Martinie w swoim akompaniamencie dla Tarota Sallie Ann Glassman, przedstawieni na tej karcie, ubrani na fioletowo handlarze, są tak naprawdę członkami wspólnot religijnych, którzy sprzedają swoje wyroby. Są więc jednostkami, które podtrzymują wzajemną więź wymiany duchowej energii...
: Camden Lock, Camden Town, Fortuna, Tarot, handel, Kabała, pieniądze, targ
Wednesday, 12 March 2008
"London calling" już w sieci!
Moja rubryka "London calling" pojawiła się jednak na stronach "Nowego Czasu". Nie będzie wprawdzie imponującej oprawy graficznej, bo serwis jedzie po kosztach, ale przecież liczy się treść. Zapraszam do czytania londyńczyków i nie-londyńczyków. Ostatecznie na papierze co dwa tygodnie!
Saturday, 8 March 2008
Wuduistyczna edukacja
To tylko sieciowa książka, ale może posłużyć za pomoc edukacyjną niektórym. Przejrzyjcie więc sobie chociaż Voodoo in New Orleans dla ładnych ilustracji. Nie mogłem tego podarować, gdyż wyskoczyła mi od razu po akcie dywinacji, a w przypadki nie wierzę :)
P.S. I jeszcze jeden link dla braci dyskordian >>> Shango
Thursday, 6 March 2008
Wyszedłem, zaraz wrócę :)
Jak pewnie zauważyliście, trochę mnie ostatnio nie ma na tym blogu, co niestety jest spowodowane odcięciem od internetu przez większość tygodnia. Od czasu do czasu wpadam jedynie do znajomych, ściągam co potrzeba, sprawdzam pocztę, uzupełniam braki informacyjne i lecę dalej.
Mój reportaż, który otrzymał w końcu tytuł "Złapani w imigracyjną sieć", jest już dostępny zarówno na papierze, jak i w internecie. Moja rubryka pt. London Calling" nie jest niestety dostępna w sieci, ale będzie się ukazywała co tydzień na papierze. W piątek idzie już kolejna, tym razem w dużej części poświęcona dubstepowi, ku uciesze niektórych...
Ogólnie zajęty jestem wystrojem wnętrza swojego małego pokoju, do którego zakupiłem sobie właśnie po przecenie ładną, tybetańską mandalę z wadżrą jako motywem centralnym :) Mam nadzieję, że wniesie trochę porządku w moje życie, którego mi jeszcze trochę brakuje... a przynajmniej pozwoli odetchnąć w miłym towarzystwie buddów, arhatów i protektorów Dharmy :)
Monday, 25 February 2008
Wracam do zawodu
Niezwykle miło mi oznajmić, że po kilku miesiącach życiowych turbulencji, które rzucały mnie tu i ówdzie, bardzo często pod ścianę, ponownie podejmuję jakże niewdzięczny, ale jakże pasjonujący zawód dziennikarza. Widać przeznaczenie nie chce, żebym w Londynie odnajdywał się jedynie jako przedstawiciel klasy robotniczej, co traktuję jako silny znak, wskazujący że od przeznaczenia niestety nie ucieknę.
Organem prasowym, który przyjął mnie pod swoje skrzydła, jest londyński tygodnik Nowy Czas, do którego czytania jednocześnie zachęcam wszystkich polskich imigrantów, którzy jeszcze nie porzucili wiary w polonijną prasę na Wyspach. Od następnego numeru, który wychodzi w ten piątek, będę redagował sekcję z londyńską kulturą muzyczną, w której znajdą się moje własne publikacje oraz reportaże i inne dłuższe teksty.
Pierwszy z nich pt. "Exodus z polskiego piekła", traktujący o prawdziwych powodach emigracji młodej inteligencji z kraju, będzie oczywiście można przeczytać w następnym numerze. Jednocześnie dziękuję Marcinowi Piniakowi, który do mnie zadzwonił, a potem niemal siłą zaciągnął do redakcji, bym ponownie uwierzył, że jest szansa cokolwiek w tym mieście zrobić w ramach polskojęzycznych mediów.
Gazetę można także pobrać sobie ze strony w formacie .pdf, w numerze 72 warty przeczytania jest m.in. doskonały reportaż Marcina, "Re-wizja" o próbach przeklasyfikowania konopi w Wielkiej Brytanii do kategorii C.
Wednesday, 20 February 2008
Ross Kemps On Gangs
Ross Kemps On Gangs to seria dokumentalna, produkowana przez brytyjską telewizję Sky One, poświęcona wojnom gangów w różnych częściach świata, z udziałem znanego aktora telewizyjnego, Rossa Kempa. Pierwsza seria została nakręcona w 2006 m.in. w Brazylii, Nowej Zelandii i Kalifornii, w drugiej wzięto się za Rosję, Cape Town i St Louis, by w trzeciej w końcu zainteresować się polskimi kibicami. Seria została doceniona nagrodą BAFTA 2007 w kategorii Factual Series. Z powodu niezwykłej popularności dokumentów ze swoim udziałem, Ross Kemp wypuścił także książkę, związaną z przemocą gangsterów na całym świecie. Wszystkie odcinki do ściągnięcia dzięki uprzejmości strony BitTorrent Junkie :)
Poniżej zaś w częściach obejrzeć możecie sobie odcinek z polskimi kibicami:
: film dokumentalny, Ross Kemp, wojny gangów, przemoc, kibice, Polska, BAFTA, Londyn
Wednesday, 13 February 2008
Zagadka liczby XXIII
Dzięki fascynacji liczbą 23 można dotrzeć do wielu miejsc, to w końcu jedna z macek świętego chaosu, która sprawia, że to co nieoczekiwane staje się prawdziwe, a to co nieprawdziwe, staje się tak samo oczekiwane i vice versa... moje życie w ostatnim czasie pogrążyło się już w takim chaosie (poniekąd na własne życzenie), że kontemplacja tej świętej liczby jawi mi się nie jako fanaberia, ale jako życiowa konieczność.
Oczywiście, pierwsze co przychodzi na myśl to heksagram XXIII, po (bo) z chińskiej księgi I Ching. Tłumaczony jest on najczęściej na polski pod wszystkomówiącą nazwą Rozszczepienie lub Rozpad, jeśli denotuje jedną linię Yang nad pięcioma liniami Yin jako chwilę głębokiego załamania i upadek w chaos przeciwności losu. Jednak znak ten przez bardziej wnikliwych tłumaczony jest jako Bukłak na Wino i Nóż i oznacza coś więcej niż tylko ścianę stresu.
Jeśli intuicja Lise Heyboer (kliknijcie w link) jest trafna, genezę tego heksagramu należy wywodzić z ofiary zwierzęcej, która służyć miała oczywiście przepowiadaniu przyszłości... Esencją heksagramu XXIII jest więc dywinacja sama w sobie, moment w którym to co przewidziane staje się rzeczywistością. Może więc on jednocześnie oznaczać wpadnięcie w głębokie kłopoty, ale także nagłe wyjście z najgorszych problemów.
Jednak dla mnie najważniejsze objasnienie liczby 23 stanowi ustęp z Tao-Te-Ching (księgi, z którą jak kiedyś pisałem, nie rozstaję się nigdy). W ustępie XXIII Lao Tsy objawia nam dlaczego chaos w rzeczy samej równoważny jest z harmonią i czego uczyć może nas jego codzienna kontemplacja.
Jak czytamy w nim:
Oszczędność w słowach jest zgodna z naturą.
Bowiem i gwałtowny wicher nie dmie przez cały ranek.
Ani ulewny deszcz nie pada przez dzień cały.
Natura jest tu przedstawiona jako harmonijna całość pomimo tego, że pełna niespożytych sił chaosu. Jednocześnie ukazany zostaje związek Ziemi i Nieba, które w kulturach starożytnych bardzo często personifikowane były jako dwa potężne bóstwa, męskie i żeńskie. Także w Tao-Te-Ching wzajemne oddziaływanie tych dwóch sił jest częstym przedmiotem kontemplacji. Niebo odpowiada za pogodę, zaś Ziemia za urodzaj. Plony w cywilizacjach rolniczych - do których należą wszyscy chlebożercy i ryżożercy, nawet znający się na inżynierii genetycznej – zależą od połączenia obydwóch, w swoim mitycznym wymiarze rytualny związek obojga zapewnia zaś obfitość pożywienia.
Para ta, pomimo tego iż jest w stanie narzucić ostre reguły gry, nie ma możliwości lub nawet nie chce tego robić cały czas i nie dąży do tego, ponieważ... tryb ten jest wewnętrznie uwarunkowany przez Tao, które wskazuje na oszczędność energii. Lao Tsy pisze o "oszczędności w słowach jako zgodnych z naturą", jednak na myśli ma prawdopodobnie coś więcej, zgodność z Tao w codziennym funkcjonowaniu, które jest świadkiem ciągłej zmiany ludzkiego losu. Postępowanie zgodne z Tao jest więc przyjmowaniem stanu rzeczy takiego, jakim jest, słynnym chanistycznym wu wei.
To nie upór w zmianie stanu rzeczy jest bowiem najważniejszy, ale umiejętność dostosowania się do wszelkich zmian. W momencie pogodzenia się z losem, znika bowiem potrzeba zmiany, a ona sama następuje automatycznie.
Znajomość Tao musi więc zakładać świadomość nieuchronności zmiany przy jednoczesnej akceptacji wszelkich możliwych kierunków tej zmiany. Jeśli wola Nieba i Ziemi ma być bowiem w pełni akceptowalna, trzeba się pogodzić zarówno z obfitością plonów, jak i gradobiciem. Czy da się z tao surfować po falach chaosu? Odpowiedź pozostawiam wam... szyickim fanatykom wyobraźni.
P.S. Jako część operacji, mającej wprowadzić moje rozważania w czyn, spytałem I Ching o moją sytuację zawodową (która finansowo jest kiepska) i otrzymałem właśnie TEN jedyny na świecie, fantastyczny heksagram. W moim przypadku dwie linie Yin zamieniają się jednak w Yang, co wskazuje na szybką zmianę...
Thursday, 7 February 2008
DJ Carajo23 proponuje...
Vodoun Funk Mixtrack by DJ Carajo23
Save link as: Vodoun Funk Mix
________________________________
Playlist includes in time order:
1. Rara Machine - Bade (A ritual invocation)
2. Orchestra Baobab - Kelen Ati Leen
3. The Budos Band - Up From The South
4. Incredible Bongo Band - Bongolia
5. Peter King - Watusi
6. Marijata - Mother Africa
7. Antibalas - Si, Se Puede
8. Manu Dibango - African Battle
9. Oneness Of Juju - Freedom Fighter
10. Konono No 1 - Masikulu
11. Henri Guedon - Vulcano
12. Femi Kuti - Traitors of Africa
13. Miriam & Mbongi Makeba - Do You Remember Malcolm?
14. Cheikh Lo - Senegal-Brasil
Mix made on Audacity 1.3.3-beta (Unicode), GNU GPL License
System: Ubuntu Linux 7.04, GNU GPL License
Quality: 192 kbps
Bitrate: Constant
Size: 75 Mb
+++++++++++++++
Monday, 4 February 2008
III Społeczeństwo (XII Zombi lub Wisielec)
Ciekawe jest, że pomimo wielu nietrafionych przepowiedni na temat Końca Świata, popularność "apokaliptyczej gonozy" utrzymuje się cały czas na tym samym poziome. Współczesna kultura miejska generuje większe stężenie mitu na centymetr kwadratowy niż wiele ze społeczeństw plemiennych było to zrobić w ramach utrwalania własnej kultury. Może to niektórych prowadzić do kompletnego skołowania bani, ale odrodzenie religijnej ortodoksji, która jak mroczna antyteza idzie śladem tych apokaliptycznych objawień, udowadnia na szczęście, że świat dosedł do punktu, w którym rządzi tylko jedna siła, odwieczna reprezentacja wszechświata w działaniu - szalona i piękna Bogini Eris, patronka Świętego Chaosu i jedyna żona Wielkiego Cthulhu.
Bogini Eris prześladuje mnie ostatnio bardzo natrętnie, sprowadza na mnie dziwne sny, każe zmieniać pracę na coraz dziwniejszą i rzuca mi jeden telefon od wybranej na ślepo kobiety tygodniowo (norma się cały czas utrzymuje), zwykle nieźle pokręconej. Ostatnio jej karta padła na specyficzną, czarną panienką, wychowaną we Francji, zdrowo rozsądkową feministkę, która udowadniała mi, że trzeba walczyć i z tego powodu zmieniała mieszkanie w Londynie szesnaście razy w ciągu pięciu lat. Jak się dowiedziałem kochała facetów z Europy Wschodniej uważając Anglików, jak i Francuzów za cyt. "totalnie bezużytecznych i zniewieściałych pedałów".
Sally wyłożyła mi też w trzech słowach brutalną prawdę o mieście Kuby Rozpruwacza: - "Panuje tu gówniana atmosfera" - powiedziała. Po dojściu do wspólnych punktów, które udało się odnaleźć w miarę szybko, zgodziliśmy się, że trzeba uderzyć w dno, żeby móc się odbić i poszybować do góry. Wszyscy zresztą zdają mi się powtarzać, że aby stanąć na pewnym gruncie, trzeba dostać po dupie. Po raz pierwszy też dowiedziałem się, że ze stresu można schudnąć 26'' w pasie, co jest kurwa liczbą konkretną. Chyba czas promować diety ekstremalne.
Slogan: Ekstremalne diety na ekstremalne czasy! Używaj walca!
Dieta cud albo też pięć diet cud na zmianę sprawdziłoby się w Londynie doskonale, gdyby tylko wypromować je jako głębokie przeżycie duchowe. W erze duchowego marketingu, który sprzedaje coś więcej niż produkt - przeżycia, jedynie nasycone duchową sugestią towary mogą znaleźć swoich wiernych zwolenników. To nowa religijność, która koliduje ze swoją ciemną stroną - religijną ortodoksją. Imam z sunnickiego meczetu na Finsbury Park (mieszkam 100 metrów od tej świątyni) był chyba podobnego zdania, kiedy wygłaszał swoje płomienne kazania o potrzebie zniszczenia Zachodniej Cywilizacji.
Religijność nie musi się już objawiać tylko poprzez rytuał, tak głęobo zakorzeniony w umyśle, że nieświadomie powtarzany, może stać się rodzajem supermarketowego objawienia, kupowanego na kartę kredytową. Zdaje się, że Ron Hubbard dzięki znajomości z Jackiem Parsonsem, szybko zrozumiał ten fakt wertując dzieła Crowleya i tworząc na tej podstawie płatną religię dla nowego typu wyznawcy - duchowego Zombie.
Hubbard poprzez założenie Kościoła Scjentologicznego dał w istocie sygnał, iż religijność to nic innego, jak system świadczeń duchowych, a człowiek to rodzaj Zombie, karmiony mieszanką zbilansowanych pokarmów, która nie pozwala mu cierpieć nadaremnie polerując wszystkie nierówne kanty. W społeczeństwie, które żyje jedynie przyjemnością, taka mieszanka jest błogosławieństwem - sakramentem, łykanym jak Mitsubishi co weekend. Jeśli nikt nie może być dobry, jeśli nie czuje się dobrze, kto czuje się źle ten przestaje pasować do tej pięknej układanki i w efekcie staje się "zły" - oddzielony od całości, zbanowany, przymusowo wyalienowany.
Stan ten w mitach często obrazowany jest jako pierwotne zerwanie więzi z Kreatorem lub grupą bóstw, starszych braci i wyjaśniany jako kara za nieodpowiednie zachowanie - brak szacunku dla narzuconych zasad. Pisałem już o archetypie Wieży. Karta ta dobrze obrazuje stan, w którym zostaje zniszczona wszelka podstawa życia duchowego, społecznego, a często też materialnego, ale obraz człowieka, który postradał na skutek swoich działań Wolę prowadzi nas do karty numer XII Wisielca. W ostatnio chętnie przeze mnie używanym, Wuduistycznym Tarocie Nowoorleańskim karta ta zyskuje dodatkowe znaczenie, staje się Zombim - trupem utrzymywanym przy życiu dzięki magicznym truciznom i Woli bokora.
Istotą Zombiego jest brak własnej woli, totalne postradanie świadomości, nakrycie siły życiowej rodzajem zatrutego welonu, a przede wszystkim pozbawienie go możliwości wyboru pomiędzy światłem i ciemnością. Zombi żyje w półmroku, gdzie poświęca swoje życie sile, której nie rozumie i nie jest w stanie ogarnąć. Jego moc jest całkowicie wyssana i staje się grą w obcych rękach, los nie pomaga już dalej takiej istocie, a jeśli nałożymy tą kalkę na współczesne społeczeństwo, jasne stanie się dla nas, dlaczego tak popularne są na świecie kolejne remaki "Powrótu Żywych Trupów".
Jak twierdził Freud, kino odzwierciedla sytuację skrajnie introweryczną, przypomina sen i wyzwala ukryte pragnienia. W lustrze filmów o żywych trupach społeczeństwo widzi odbicie samego siebie, takiego jakie chciałoby być lub jakim już jest. Kolejny raz zaszczepia sobie także memetycznego wirusa, w którym prymitywna, zewnętrzna siła jednoczy je w ślepej, nieświadomej żądzy mechanicznego powtarzania wyuczonych ruchów. Nie prowadzą zaś one do niczego więcej tylko do zwiększania chaosu, Heil Eris!
Banda żywych trupów ścigająca ładne, wyjęte jak ze snu modelki, które w końcu zostają brutalnie zamordowane, to idealny obraz sposobu działania współczesnego społeczeństwa pragnącego swojej własnej śmierci... nawet bez udziału własnej Woli. Rozkoszowanie się własnym upadkiem w przekonaniu, że jest to stan pożądany, stanowi bardzo zabawny sposób na oddawanie się w cudzą niewolę.
: społeczeństwo, Zombie, sunnici, konsumeryzm, Tarot, vodoun, Londyn, ortodoksja
Monday, 28 January 2008
Co nas nie zabije, to nas wzmocni czyli kto przetrwa kryzys?
Na światowych rynkach finansowych pierwszy miesiąc Nowego Roku to tylko dalsze staczanie się w nieuchronną recesję. Początek tego tygodnia stanął pod znakiem pogarszającej się sytuacji na Wall Street, głównego wskaźnika stanu gospodarki Stanów Zjednoczonych. Na fakt ten natychmiast zareagowały także giełda londyńska, która straciła około 2% i giełda tokijska. W Wielkiej Brytanii zaczynają powoli dominować pesymistyczne nastroje, które prowadzić będą do coraz bardziej zdecydowanych posunięć, mających na celu załagodzenie sytuacji.
Jak mówi dla BBC Roger Bootle, doradca ekonomiczny The Deloitte Economic Review: "The global financial crisis and the associated credit crunch have brought an end to the period of easy credit that in recent years has been the bedrock of rapid rises in house prices".
Wzrost kosztów kredytów długoterminowych, w tym najpopularniejszego w Wielkiej Brytanii mortgage'u czyli kredytu na zakup mieszkania, to jednak nie jedyny problem mieszkańców tego kraju, w tym wielu milionów imigrantów. Otwarcie mówi się już o nadchodzącej fali zwolnień w ciągnących ekonomiczny parowóz sektorach usług, handlu i komunikacji. Jak donosi mój znajomy, agencje pośrednictwa pracy już zaczęły się pozbywać nadwyżek taniej siły roboczej, a to znak niewesoły.
Niektórzy jednak są oszczędnymi pesymistami, jak np. Angel Gurria, szef OECD, który mówi dla Guardiana, że: "Growth will be around zero but I don't think it is worse than that. We are much less vulnerable because economies are stronger than in the past."
Mimo tego problemem nie do zatrzymania są stale rosnące po obydwóch stronach Atlantyku ceny ropy i żywności, które są jednymi z głównych czynników podwyższających stopę inflacyjną, co zmusza przedsiębiorców do szukania oszczędności i spłacanie wyższych odsetek od zaciągniętych już kredytów. Ich oprocentowanie w Wielkiej Brytanii pomimo tego, że znacznie niższe niż w Polsce (gdzie mechanizmy rynkowe w ogóle nie funkcjonują), jest wciąż zależne od wysokich stóp procentowych, które w grudniu zostały wprawdzie obcięte przez Bank Anglii z poziomu 5,75% do 5,5%, co było wyraźnym znakiem zwalniania gospodarki, ale mogą nie wystarczyć do utrzymania odpowiedniego poziomu "optymizmu konsumenckiego" - najważniejszego czynnika dla zachodniej gospodarki, która zależna jest PRZEDE WSZYSTKIM od konsumpcji.
Dobrym znakiem jest wprawdzie utrzymanie się tendencji wzrostowych gospodarki Unii Europejskiej, którą ciągną teraz kraje Europy Wschodniej, ale wzrastająca np. w Niemczech presja socjalna i płacowa sprawia, że w socliberalnej Europie Zachodniej sektor przemysłowy będzie jeszcze silniej niż do tej pory szukał wyjścia w outsourcingu czyli przenoszeniu swoich fabryk do krajów, w których płace utrzymują się na poziomie minimalnym lub nawet poniżej tego poziomu. W zeszłym tygodniu dziennikarze Guardiana podali, że Nokia zdecydowała się przenieść swoją fabrykę telefonów komórkowych z niemieckiego Bochum do rumuńskiego Cluj.
Posunięcie to pozwoli Nokii obciąć koszty produkcji dziesięciokrotnie pozwalając Rumunom cieszyć się kolejną zagraniczną inwestycją. Nokii nie ujdzie to jednak na sucho, jak czytamy bowiem w tym samym tekście: "The German government is demanding repayment of €88m in aid to Nokia to go to Bochum and a block on fresh aid to move to Romania - and Günter Verheugen, EU industry commissioner and a German social democrat, has suggested that the whole system of industrial subsidies should go."
Ah, gdybyż w Polsce społeczeństwo było objęte tą samą ochroną rządową, dzisiaj Polacy zarabialiby krocie z odszkodowań lub subsydiów rządowych przy przenoszeniu fabryk wielkich koncernów na Ukrainę. Na razie jednak muszą brać na siebie chwalebną misję zwiększania wydajności pracy, która jak trąbią wszyscy dziennikarze ekonomiczni, musi sie wystrzegać rosnących płac, żeby nie drażnić inflacyjnego potwora i nie odstraszać inwestorów.
Ja zaś sam już nie wiem, gdzie mi będzie lepiej, pod skrzydłami zwalniającej gospodarki brytyjskiej, w której jestem na dole drabiny płacowej żyjąc obecnie ze sprzedaży herbaty czy pod skrzydłami matczynej gospodarki, gdzie z zarobków w moim chwalebnym, dziennikarskim zawodzie (chociaż chyba już porzuconym) nie będzie mnie stać nawet na wynajem mieszkania...
: gospodarka światowa, Wielka Brytania, ekonomia, recesja, outsourcing, stopy procentowe, socliberalizm
Monday, 21 January 2008
Experience is the new reality
Na niezwykle zabawny filmik trafiłem dzisiaj Na YouTube przeszukując jego zbiory w poszukiwaniu kolejnych, fascynujących materiałów. Znowu kłania się cyberpunkowy futuryzm, narratorem zostaje avatar Philipa K. Dicka, jakby nie było patrona cybergnostycyzmu, a głównym punktem odniesienia stają się oczywiście media online.
"Prometeus: The Future of Media" wyszedł spod ręki pracowników włoskiej firmy consultingowej - Casaleggio Associati i można go potraktować jako marketingowe wzmocnienie rynkowej lawiny na wspomaganie dotcomowych biznesów, jednak materiał ogląda się z uśmiechem na ustach, gdyż jest umiejętnie zrealizowany.
Sunday, 20 January 2008
Następny krok to paszyzm!
O jakże krótkowzroczni są ci, którzy myślą, że można wiecznie chodzić po śliskim chodniku i się nie poślizgnąć! O jakże lekkomyślni są ci, którzy myślą, że ułożone na chwiejną kupę książki, nigdy nie spadną! O jakże śmieszni są ci magowie, którzy sądzą, że spotkanie z jednym demonem uczyni ich wielkimi na całe życie!
Papieże wszystkich krajów!
Popes of all countries!
Papas de todos los paises!
Papsten des alles Landes!
mówię wam...
Nie spoczywajcie w miejscu, jeśli coś zaczyna was drapać w dupę! Nie chodźcie po wodzie, jeśli nie macie na to ochoty! Nie pijcie więcej wina, jeśli zamiast słów lecą wam z ust bąbelki! Nie dajcie się zmusić do bycia niewolnikami poprzez codzienny fakt oglądania na ulicy i w metrze głupich haseł, stworzonych przez ciężko pracujących copywriterów, jak np. ten: "Gdzie jesteś Kleopatro? Czy już przypudrowałaś nosek?"
mówię to wam jako prawdziwy Pasza, człowiek który pogrążył się w ostatnich dniach w otchłani najprawdziwszego, rootsowego paszyzmu. Paszę można wynająć, za pewną opłatą robi klimat przychodząc z pięknymi niewolnicami, które wcierają mu w stopy drogocenne olejki. Zalega u was na chacie ile wlezie, spija kilka win, jara blunty i od czasu do czasu opowiada najprawdziwszą historię z życia wziętą w formie krótkiego haiku, jak ta...
Pasza ma kałasza
może niedużego
ale i tak potrafi przypierdolić
nim równo
kiedy nadchodzi zima
Saturday, 12 January 2008
Raz pod górkę, raz pod górkę :)
I się doczekałem w końcu z tego wróżenia, które wskazało na opuszczające mnie szczęście w sprawach materialnych. Dwa dni temu zwolnili mnie z pracy, więc po raz trzeci już w Wielkiej Brytanii jestem bezrobotny!
Gratulacje oczywiście przyjmuję w komentarzach :)
Wednesday, 9 January 2008
II Dywinacja (Rozstrzygnięcie - VIII)
Czasem jedno drobne wydarzenie odsłania strukturę całości pozwalając odsunąć na bok niedostrzegalny w transie codzienności welon iluzji. Pojawiają się zwykle wtedy "szczeliny rzeczywistości"... znane także jako mysie dziury w Babilonie, tunele te, były od zawsze źródłem zainteresowania wszelkiej maści magów i czarowników, pozwalały bowiem na dotarcie poprzez czasoprzestrzeń do punktu, w którym krzyżowały się ścieżki losu i uzyskanie potrzebnej wiedzy. Jak mówią raperzy: "Wiedza to Potęga". Dobrze wykorzystana może wpłynąć na bieg wydarzeń samym faktem jej posiadania.
Dywinacja czyli przepowiadanie przyszłości to jeden z najstarszych, znanych ludzkości sposobów na odczytywanie komunikatów pewnego na pozór zamkniętego systemu znaków, stanowiącego jednak potężną sui generis, która jest w stanie wpływać na bieg realnych wydarzeń. Wróżbiarstwo jest także jedną z najstarszych, jeśli nie najstarszą gałęzią magii.
Ilość możliwych symboli, korespondencji i interpretacji, wynikających z wróżenia jest uzależniona od właściwości samego systemu. Ten zaś zazwyczaj jest wynikiem pewnej tradycji kulturowej, w której powstał. Kluczowe znaczenie dla jego skuteczności ma jednak sama jednostka, posługująca się tym systemem. To ona jest jedynym kluczem do prawidłowego, bądź nieprawidłowego odczytywania przepowiedni.
Jak pisał Crowley, doskonały mag może być kiepskim wróżbitą i vice versa. Talenty nigdy nie rozkładają się po równo. O prawdziwej klasie wróżbity świadczy umiejętność przekładania przepowiedni na realne życie, wstrzymywanie się od autosugestii i elastyczność - znajomość systemów, które mogą być wykorzystane ad hoc w każdej sytuacji, nawet w przypadku braku pożądanych przedmiotów magicznych. Najskuteczniejsza dywinacja to taka, która daje się wykorzystać szybko i przynosi najlepsze rezultaty.
Z samego faktu wykonania aktu wróżenie wynikają dwie rzeczy. Po pierwsze wpływamy sami na rzeczywistość, po drugie otrzymujemy automatycznie wskazówki, jak sobie z nią poradzić. Można używać każdego systemu: Tarota, I-Ching, wahadełka, I-Ching, oneiromancji, wróżenia z fusów do kawy, kości, kart, ale wszystkie one poddają się jednej podstawowej zasadzie: rzeczywistość jest chwiejna i podlega zmianie. Wszystko przepływa od Yin do Yang i z powrotem. Nie ma wyroczni na całe życie, jak też nie ma przepowiedni, z którą nie można by sobie poradzić. Tarotowe Puchary same zostaną opróżnione, jeśli zostaną przepełnione, Miecze tkwiące sztywno złamią się pod wpływem siły, Różdżki spopielą się pod wpływem emanującej z nich energii, a Dyski powrócą do swojego matczynego łona po osiągnięciu swojego cyklu kumulacji.
Istotą wróżenia jest Sąd, dobrowolne poddanie się pod wyrok karmy. Jeśli sprowadza na nas nieszczęście, sami je sobie przygotowaliśmy. Jeśli zaś szczęście, musieliśmy sami na nie zapracować. Parafrazując Tao-Te-Ching, jeśli nie całkiem będziecie w to wierzyć, zagubicie całkowicie wiarę w sens dywinacji. Sprawiedliwość jest ślepa lecz jeśli miałaby otworzyć oczy, jej istnienie straciłoby całkowicie swój sens. Nie można odwoływać się do bezstronnego sądu nie będąc przygotowanym na każde, możliwe rozstrzygnięcie. Ważenie życia na szali ma sens jedynie wtedy, jeśli pozostajemy w świadomości, że ciemność równo miesza się z jasnością. Wróżenie jest zaś odwoływaniem się do sił, które z natury są ślepe i przypominają nam o tym, że każda Wolność będzie się kiedyś musiała poddać pod Osąd.
Przede wszystkim jednak wróżenie powinno być dla każdego maga ważne jako element szkolenia świadomości swoich własnych ograniczeń, cierpliwości i pokory. Każda chwila dana jest nam zawsze na dokonanie zmiany lub gładkim poddaniu się jej z pełną świadomością...
Subscribe to:
Posts (Atom)