Showing posts with label media. Show all posts
Showing posts with label media. Show all posts

Saturday, 12 November 2011

ContactCon - kolejny krok, okupacja mediow!



Czym jest ContactCon?

Jak odpowiedzial na to pytanie Douglas Rushkoff: The idea behind ContactCon was in some ways the Internet equivalent of the idea behind Occupy Wall Street. My original Internet meme, the name of my first email list, my first radio show was called "The Radio Squat." I always saw the Internet as an opportunity to occupy the media.

Goraca inicjatywa, ktora poparlo juz kilka wielkich osobistosci deprogramowania. Odwiedzcie koniecznie ContactCon.

Saturday, 15 October 2011

"Trans:Wizje" juz w sprzedazy :)


"Trans:Wizje" - nowe dziecko wydawnictwa Okultura juz w sprzedazy. Wiele ciekawych materialow, a wsrod nich jeden moj tekst...





Saturday, 11 December 2010

Rushkoff demaskuje stupor polskiej prasy!

Przypadkiem natknąłem się na wywiad z Douglasem Rushkoffem, zatytułowany Wikileaks prawdę ci powie, opublikowany na stronie polskiego Newsweeka trzy dni temu. Rushkoff oczywiście został wyłuskany do tego wywiadu przy okazji afery z WikiLeaks i był to wybór bardzo trafny, bo to jeden z niewielu ekspertów, który Internet zna, jak własną kieszeń.

Odpowiedzi Douglasa są bardzo trafne, natomiast same pytania ośmieszają poziom intelektualny polskich redaktorów prasowych, jeśli tylko spojrzeć na imputowane w nim przedzałożenia. To, że do niedawna jeszcze calkowicie ezoteryczny dla polskiego rynku medialnego Rushkoff jest jednak przepytywany przez popularny tygodnik, należy zaliczyć jako sukces sam w sobie i sukces ludzi, którzy promowali w Polsce jego myśl.

Co obraża poziom ekspertyzy Rushkoffa, to montowanie przez pana redaktora z politycznej łaski wniosków a priori w stylu: "Internet to sieć kłamstw i fałszywych tożsamości", "Internet to źródło zla" albo "gazety to źródło najszczerszej prawdy", które Douglas zbija inteligentnymi ripostami obnażając "święta powierzchownosc" dziennikarstwa polskiego i absurdalny skansen intelektualny, w którym bytują sami dziennikarze.

Naprawdę z rozbawieniem się czyta wywiad z geniuszem medioznawstwa, przeprowadzany przez dziennikarza, który żyje w post-komunistycznym świecie, napędzanym przez parowóz medialnych bajek, wypełnionych wiecznymi zmaganiami pomiędzy dobra prasa i złym Internetem. Nie wiem kiedy przeczytam coś, co potrafi przeskoczyć ponad największą bolączką dziennikarzy... dezaktualizacją prasy i telewizji jako mediów opisujących "rzeczywistość". Tu bowiem leży pies pogrzebany. Was czas się skończył, panowie redaktorzy! Czas odrobić zadanie domowe!

Sunday, 21 November 2010

Magivanga ma kanał YouTube-owy :)

Od dzisiaj dostępny jest na YouTube oficjalny, nie ściemniony kanał Magivangi, na którym dominowała będzie taktyka zlewu czyli będę wrzucał wszystko, co tylko wyda mi się zajebiste i warte poświęcenia kilku minut uwagi... będzie nostalgicznie i brutalnie, zabawnie i katastroficznie, a przede wszystkim ciekawie!

Kanał znajdziecie pod tym adresem.


Saturday, 10 April 2010

Lechu - człowiek bez uśmiechu czyli nieoficjalne epitafium!

Wielu z Was pewnie rozpacza dzisiaj od rana na wieść, iż nasz prezydent i wielki mąż stanu - Leszek Kaczynski, zmarł wraz z całym dworem padajac ofiarą wadliwej maszyny lotniczej na terytorium naszego odwiecznego wroga - moskalskiej swoloczy!

Nasze wiewiórki donoszą jednak, ze całe wydarzenie nosi znamiona oczywistego spisku zydokomunistycznego, wspomaganego przez satanistycznych gojów z Brukseli! Nie należy w tych dniach wierzyć ani podłym, rosyjskim mediom, ani zgnilym, liberalnym organom krajowym. Oni chcą odebrać Wam ostatnia nadzieję na uratowanie naszej drogiej ojczyzny z rąk pedofilskiej mafii i dekadenckich Iluminatow, rezydujacych w Monte Carlo.

Podaje Wam więc tymczasem wersję nireficjalna, ale jakże prawdziwsza od oficjalnej, która wyciekła tajnymi kanałami z Moskwy. Otóż nasi patrioci żyją, trzymani w tajnym więzieniu, w górach Ural, gdyż samolot nie rozbił się, a został porwany ze wszystkimi pasażerami na pokładzie. Mgła byla jedynie zasłona dymna, która miała odwrócić uwagę od podlozenia przez służby specjalne rozbitych części samolotu dwa dni wcześniej!

Prawda to okrutna, ale ten smutny przekaz z telewizji został zmontowany w studiu filmowym "Miedzwiedz", w Moskwie. Żadnej katastrofy tak naprawde nie było! Nasi dzielni patrioci są trzymani w zamknięciu, gdzie będzie się ich karmić skopolamina, STP i konskimi dawkami LSD, żeby wydobyć tajemnice państwowe tj. plany konstrukcji Tarczy Antyrakietowej i przeznaczenie Gazociagu Polnocnego.

W ciągu roku władze rosyjskie planują także dokonanie na wszystkich serii operacji plastycznych, po czym osadzenie ich w małej wiosce pod Murmanskiem, gdzie będą całkowicie odseparowani od świata.

Jeśli czujesz, że los naszych polityków nie jest ci obojętny, natychmiast wyślij e-mail protestacyjny do ambasady rosyjskiej w Warszawie! Prosimy o rozpowszechnianie powyższej wiadomości!


Friday, 9 April 2010

Sprawa dopalaczy... a może coś więcej.

Sledzac z oddali polskie realia coraz rzadziej poważnie traktuje mnozace się w zawrotnym tempie idiotyzmy, które przekazują oficjalne media. Osobiście, uważam ze ten kraj nie dojrzał jeszcze do bycia częścią Europy i "dotarcie sie" może mu zająć trochę więcej niż sie to na codzien przypuszcza. Cóz jednak zrobić? Śmiać sie czy płakać?

Polskie społeczeństwo dzieli sie moim zdaniem na dwa obozy, a linie podziału są coraz bardziej widoczne. Główna linia wydają sie wiek i umiejętność korzystania z nowych mediów (lub też poleganie na nich), co sprawia ze nieuchronnie zostaje podważona rola państwa w funkcjonowaniu indywidualnego życia.

Główna kością sporu w Polsce staje sie więc "niepodwazalny autorytet państwa nad jednostkowym stylem życia" - wyniesione z realnego socjalizmu przekonanie polityków o swojej wszechwladzy i wszechwiedzy, dające im podstawę do tłumienia wszelkich oddolnych ruchów społecznych.

Chcialbym zwrocic uwage, ze to tylko jeden krok od systemu, panującego w Korei Polnocnej. Jedyna różnica wydaje sie dostęp w Polsce do telewizyjnych tok szolow i możliwość robienia zakupów przez Internet.

Dlaczego tak, a nie inaczej, pomimo zwiekszajacego sie dystansu liberalizmu miejskiego stylu życia do oficjalnego stanowiska na ten temat wszystkich partii politycznych?

Po pierwsze dlatego, ze WSZYSTKIE partie w Polsce są konserwatywne :) Tak, właśnie. Nie ma w tym kraju partii przedkladajacych dobro jednostki nad dobro aparatu państwowego. Różnice estetyczne nie niweluja braku różnic swiatopogladowych. Stąd ten cały medialny cyrk (nikt nie wie o co chodzi), gdyż silnie związane z oficjalnym dyskursem koncerny medialne reprodukuja jedynie obraz sceny politycznej, która jest silnie zuniformizowana. Jej nieistniejace spektrum musi być więc przedstawiane w sposób holograficzny, tak aby dać złudzenie pluralizmu.

Pierwszym przykazaniem konserwatyzmu jest zas hamowanie nowości, a drugim kontrola jednostkowych zachowań i poglądów. Najprostszym rozwiązaniem ustawodawczym jest tez zawsze wprowadzanie zakazów, cenzura i nakładanie nowych podatków lub obowiazkowych zobowiązań moralnych/finansowych wobec państwa.

Sprawa dopalaczy jest typowym przykładem tego typu polityki. W ciągu ostatniego roku Polska stała się swiatowym liderem wprowadzania zakazu obrotu i spożywania pewnych substancji psychoaktywnych, zawartych naturalnie w setkach ziół/roślin/korzeni z całego świata. W głosowaniu o zmianę ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, tylko 5 głosów było przeciwko - przykład tego, ze porozumienie ponad podziałami jest możliwe i że konserwatyzm jest wspólnym mianownikiem elyt.

Właśnie sprawdzałem, co jest jeszcze legalne i w zasadzie nielegalne jest już wszystko. Należy chyba tylko czekać aż rząd polski zdelegalizuje bitą śmietanę w puszkach, banany, gałkę muszkatołowa, waleriane i cały zestaw ziół, sprzedawanych w aptekach. Społeczeństwo będzie miało w ten sposób realny nakaz trucia sie alkoholem, nikotyna i psychotropami. Srodki przeciez przebadane, a więc najzdrowsze!

W porównaniu choćby z Wielka Brytania, w Polsce panują mroki Sredniowiecza. Tu dragi dzieli sie na grupy ze względu na szkodliwość zdrowotną, a kary za posiadanie są uzależnione od przynależności danej substancji do której z grup. Za posiadanie małych ilości marihuany przykładowo, za pierwszym razem grozi pouczenie, za drugim mandat, dopiero za trzecim razem sprawa ląduje w sądzie, gdzie szanse na wyrok wiezienia są i tak minimalne.

Nie dziwi więc w UK w ogóle, ze ostatnie wyniki OFICJALNYCH badań naukowych umieścily potencjał destrukcyjny alkoholu i nikotyny tylko nieco niżej od heroiny, zaś marihuana została uznana za jedna z najmniej szkodliwych używek.

Słabo widzę takie badania w Polsce, jako ze tu BADAN SIE PO PROSTU NIE ROBI, a społeczeństwu przedkłada gotowe decyzje! To pierwsza rzecz, której powinien sie domagać ruch legalizacyjny - poparcia decyzji ustawodawczych dowodami naukowymi, wyjścia z zasranego Sredniowiecza, kiedy wszystko brało sie na wiarę! W Polsce kocha się stan, który sprzyja szerzeniu paniki i histerii - daleki poglos polowań na czarownice. To zaś właśnie należy zmienić!

Pierwszym krokiem powinno być jednak dojscie do tego, ze państwo wyrzyga w końcu religijną zasade sądzenia a priori i porzuci wpierdalanie się w ludzkie decyzję światopoglądowe uznając się za część post oświeceniowej Europy.

Druga sprawa są zagrania medialne, w czym po prostu mistrzem jest Gazeta Wyborcza, w której znalazłem świeży jeszcze, ale za to brudny i tendencyjny artykuł na temat dopalaczy, pisany przez kompletnych imbecyli pod redaktorskie dyktando.

Artykuł oczywiście piętnuje rozprowadzanie "prawdopodobnie nielegalnych" używek wskazując jedyna słuszna drogę - zdelegalizujmy te chore sklepy. Dobrze, ze nie zaczęto w nim tropić powiązań z międzynarodowym rządem masonskim i mafia pedofili. Ręce, kurwa, opadają, jak sie takie rzeczy czyta! Obiektywność? Zapomnijcie. Pokrętna, pro rządowa propaganda bez śladu głębszego zmysłu dziennikarskiego. To ma być rzetelność medialna? Chyba więcej jej znajdziecie w "Pamietnikach Anastazji P."

Nalezy dodac, ze gazety w Polsce stały sie w ciagu ostatnich kilku lat aparatem siania strachu, zamętu i dezinformacji, służącej podtrzymywaniu status quo. Tych okropnych wypocin, przyklepywanych przez naczelnego, nie da sie już nawet oddzielić od realnego stanu rzeczy. To jest pierdolona zgnilizna, której normalny czlowiek brzydzi sie dotknąć. Upierać sie przy tym, ze represje i nadużywanie władzy służą harmonii społecznej, to kurwa jakiś jebany koszmar, a takie stanowisko zajmuje wiekszosc z reportaży GW. Wskazywać, ze coś jest szkodliwe, chociaż mało co o tym wiadomo, to już zaś zupełny kabaret.

Napierdalajcie ten skostnialy system, bo zanim sie obejrzycie, będziecie w dupie muszac prosić o receptę na herbatke mietowa, a na chodzenie po parku będziecie musieli mieć zezwolenie!

Monday, 29 March 2010

Aktualizacja MAGIVANGI!



Wszystkich czytelnikow Magivangi zapraszam na swoja strone, na ktorej wlasnie znalazla sie nowa aktualizacja.

Tym razem:
- Hunter S. Thompson, "Gonitwa Kentucky jest dekadencka i zdegenerowana"
- Conradino Beb, "Kali Juga na pelnych obrotach czyli ostatnie podrygi pijanego absurdu"
- Conradino Beb, "Bezkres" (opowiadanie)

Przejdz na strone Magazynu Magivanga

Sunday, 21 March 2010

Wieści, wieści...

I wpadł karzeł pod koła wózka widłowego. Dowiedziałem się ze źródła, ze magazyn VICE w Polsce będzie sie opierał na razie, na przedrukach z wersji obcojęzycznych (w tym pewnie i z brytyjskiej).

Nie będzie więc zapotrzebowania na rzetelne, pełne wdzięku, materiały dziennikarskie. Jedyny wkład krajowy będą tymczasowo stanowiły recki muzyczne, które w VICE bazują na trzech zdaniach :)

P.S. Obecnie szukam jakiegoś portalu/gazety/miesięcznika, który byłby zainteresowany publikowaniem recenzji muzycznych (interesuja mnie tylko winyle) lub jakichś krótkich, niszowych zajawek. Gdyby ktoś miał jakiś namiar, niech mi da znać.


Wednesday, 10 March 2010

Magazyn VICE w Polsce czyli gowno wylądowało w wentylatorze!

Jak cwierkaja już niemal wszystkie medialne ptaszki (mówimy oczywiście o Internecie), na polski rynek mediów papierowych wejdzie w ciągu miesiąca, może dwóch, międzynarodowa potęga lajfstajlowa -magazyn Vice.

Pismo założone w 1994 w Montrealu, początkowo jako "Voice Of Montreal", było finansowane z pieniędzy rządowych (kieszeni obywateli), ale po wykupieniu przsz trojke mlodych redaktorow stało sie szybko niezależnym zinem, opisujacym życie i kulturę młodych hipsterow (żeby nie użyć pokrewnego słowa - hipis :D)

W 1999 redakcja przeniosła sie do Nowego Jorku szukając rozwoju formatu i większych dochodów z reklam - będących do dzisiaj głównym źródłem utrzymania. Odtąd datuje sie dynamiczny rozwój magazynu, który na dzień dzisiejszy doszedł do 900 tys. egzemplarzy na numer, w tym 80 tys. rozprowadzanych w samej Wielkiej Brytanii.

W Polsce już można śledzić rozwój VICE'a poprzez oficjalna stronę, na której znalazło sie kilka mniej lub bardziej interesujących materiałów. Wydawca magazynu w kraju ojca Rydzyka został Patryk Jakub Jankun (tu dodam, że Goldenline.pl
to dla mnie kompletna bzdura), a redaktorem muzycznym Kamil Antosiewicz (min. Exklusiv). Do redaktora naczelnego się nie dogrzebalem, bo nie miałem na to czasu i ochoty :)

Czy bedzie to fajna glokalizacja czy kompletna porażka, decydujecie Wy. Osobiście chciałbym tylko podzielić sie z wami przy okazji kilkoma przemyśleniami na temat polskiego dziennikarstwa i kondycji tego zawodu w Polsce...

VICE reprezentuje gatunek dziennikarski, który w Polsce uznawany jest za dość egzotyczny, chociaż na Zachodzie nie będący już w zasadzie niczym innym niż chlebem codziennym pism lajfstajlowych. "Immersionist journalism" skupia sie na osobistej obserwacji dziennikarskiej i nie dąży do opisania "obiektywnych faktów". Stąd ma już u mnie dużego plusa, gdyż stoi w jednym szeregu z heroicznym stylem gonzo Huntera S. Thompsona, kladacym nacisk na "szukanie prawdy", a nie zaspokajanie paranoi zrobotyzowanego redaktora naczelnego, ssacego fiuta skurwialemu wydawcy, który produkuje gazetę jedna ręką, a druga dystrybuuje mielonke.

Niestety, tak sprawa wygląda w polskich mediach, moi mili. A widziałem to od środka, co było jednym z powodów porzucenia przeze mnie zawodowego dziennikarstwa.

Ponadto, taki stan rzeczy rozpierdala polskie dziennikarstwo od środka rzutujac na poziom tekstów, ich głębię i wyznacza ogólny poziom, który z każdym kolejnym rokiem obniża sie o 10-15% w stosunku do roku poprzedniego. Dodam tylko, że przestałem wierzyć w polskie gazety, kiedy w "Polityce" znalazłem artykuł, w którym trzy następujące po sobie zdania wykluczały sie wzajemnie (taki, kurwa kwiatek).

Nie przeszkadza to oczywiście robić kariery młodemu pokoleniu, które pociąga magnetyzm, powiedzmy sobie szczerze, władzy, silnie wtopiony w dziennikarska funkcje. Szkoda tylko, że rola ta ogranicza sie w coraz większym stopniu do przepisywaniu lancuszkow PR-owych i robieniu głębokich reportaży przez telefon często bez żadnego głębszego riserczu.

Nie ma sie jednak co dziwić, 90% dziennikarzy w Polsce to plebejusze, zarabiający minimum krajowe na wierszowce + jakieś śmieszne, jak chuj, premie. Społeczeństwo patrzy jednak na zarobki koryfeuszy tj. Tomasz Lis wierząc, ze dziennikarze to milonerzy, jeżdżący mercedesami. Smutna prawda jest taka, że na Audi stać niewielu...

Kopani, ponizani, zajezdzani codziennie przez jakaś redaktorska kurwe muszą preparowac teksty, jak wydmuszki drzac o to, żeby nie stracić pracy. Spadające czytelnictwo idzie zaś w parze ze spadającymi nakładami i mniejszymi wpływami z reklam, które do 80-90% zasilają dziś medialne budżety. Wymusza to szybka i tania sile robocza w dzialach dziennikarskich, obracajac dobre wczesniej tytuly w fabryke parowek. Media w Polsce to w istocie parodia wszystkiego, co na Zachodzie za media się uznaje. Upolitycznione, uelastycznione, tanie i śliskie, jak gowno, które codziennie spuszczam rano w kiblu.

Na tym tle magazyn VICE może okazać sie ozywczym głosem. Życzę więc temu tytułowi samych sukcesów jednocześnie mając nadzieję, ze chujowe tytuły w Polsce stracą jeszcze więcej czytelników i w końcu upadną, bo ileż można męczyć wzrok?

Friday, 13 November 2009

Thursday, 5 November 2009

Biografia Huntera S. Thompsona!



Po spojrzeniu na polska siec kilka tygodni temu, a jednoczesnie coraz mocniej wciagniety w szalony swiata Huntera S. Thompsona, postanowilem napisac krotka biografie, majaca stac sie w zamysle wprowadzeniem w zycie doktora gonzo. Tym samym oddaje waszym oczom swiezy jeszcze tekst, ktory znajdziecie na lamach MAGIVANGI:

Hunter S. Thompson to jedna z najbarwniejszych postaci współczesnego dziennikarstwa i literatury, a jednocześnie ikona kontrkulturowego buntu wobec próbujących nas sobie codziennie podporządkować autorytetów. Samozwańczy doktor dziennikarstwa gonzo – stylu pisania, który nigdy nie znalazł żadnego innego przedstawiciela, oraz wielbiciel "dobrego przyjebania" marihuaną, meskaliną, kokainą, whisky i czym tam generalnie popadnie, Hunter S. Thompson aka. Raoul Duke, stanowił rzeczywistość samą w sobie – królestwo czystej fantazji.

Pomimo tego, iż pochodzenie terminu "gonzo" wydaje się równie niepewne, co pochodzenie Słowian, ten wyjątkowo rewolucyjny stylu pisania zainspirował swoim heroizmem i brawurą wielu ze współczesnych pisarzy. W jednej z wersji określenie „gonzo” zostało ukute przez Billa Cardoso, przyjaciele pisarza i dziennikarza Boston Globe. W drugiej Thompson podłapał je słuchając anarchistycznego bluesmana, Jamesa Bookera. Ten brak źródeł ciężko uznać za wadę, gdyż dzięki swojemu stylowi Thompson już za życia stał się legendą w Stanach Zjednoczonych. Kraj, który tak kochał, a jednocześnie tak mocno krytykował za postępującą degenerację społeczno-polityczną, był jego największą areną walki – obsesja ciemnego losu USA zdaje się niemal wyznaczać łuk jego pisarstwa.


[Czytaj dalej w Magazynie MAGIVANGA]


Wednesday, 14 October 2009

Dr Gonzo i jego przełomowy debiut


Pan Hunter S. Thompson zdecydowanie wraca do łask, choć dla jego wielbicieli po prostu zawsze był aktualny. Zaczynając swoją karierę od gnicia w podrzednych gazetach i bujania sie po Ameryce Poludniowej, gdzie napisał swoją pierwsza książkę, "The Rum Diary" (wydana znacznie później od swojego debiutu), dr dziennikarstwa gonzo wraz z każdym kolejnym krokiem udowadniał swoją wielkość.

Czy chcemy czy nie, cała gałąź dziennikarstwa lajfstajlowego, a także amerykańska szkoła głębokiego reportażu czerpie dzisiaj z niego calymi garściami mocno eksploatujac rozjezdzone już koleiny.

W ciągu ostatnich 50 lat Hunter S. Thompson stał sie bowiem prawdziwa legenda poprzez zakwestionowanie "obiektywności prasy", obnazenie mechanizmów rządzących medialna narracja oraz radykalnej reformie metody pracy dziennikarskiej, która bezlitośnie wyszydzila rolę dziennikarza jako wiernego kronikarza wydarzeń.

Jak powiedział kiedyś donosnie: "Obiektywne dziennikarstwo jest jednym z głównych powodów, dla których amerykańska polityka pozostawala skorumpowana tak długo."

To zdanie - manifest "Nowego Dziennikarstwa", można z duzym powodzeniem odnieść takze do dziennikarstwa polskiego, które w większej mierze opiera sie na zahartowanym w czasach komunizmu pisarstwie propagandowym niż jakiekolwiek inne dziennikarstwo w Europie, niemal gwalcac zdrowy rozsądek. Do tego jeszcze swiatelka w tunelu nie widac, gdyz coraz częściej zdarza mi sie czytac artykuły i wiadomości prasowe, w których trzy następujące po sobie zdania wykluczają sie wzajemnie!

Czytajcie wiec Thompsona, by zaznac troche ulgi. Nie znajdziecie nikogo innego w tak piękny sposób rozprawiajacego sie z medialnymi hologramami.


Niestety, książka która chce wam tym razem polecić, nie została przetłumaczona na polski, a szkoda gdyż to od niej zaczęło sie cale gonzo. "Hell's Angels" to reporterski zapisu jazdy z niesławnym klubem motocyklowym, który sial medialny postrach w latach '60. Niezrazony złą sława Thompson wskoczyl w 1965 na motocykl i postanowił przyblizyc nieco zycie nomadow pod wodzą Sonny'ego Bargera. Skończył niestety pod butami aniołów, ale nigdy do końca nie zerwał kontaktów z klubem.

Jego pionierska, jak na tamte lata praca, otworzyła mu zas pisarska drogę stając sie także kamieniem milowym głębokiego reportażu.

Jak pisze sam: "Spotkalem pól tuzina Hell's Angels pewnego pięknego popołudnia w barze podrzędnego hotelu DePau, który znajdował się w południowej, fabrycznej czesci nadbrzeza San Francisco, graniczacej z gettem Hunter's Point. Moim kontaktem był Frenchy (...)"

Gdy wchodzimy w glab, ponad 250 stron powieści Thompsona zalewa nagle nasza świadomość niczym strumień barwnej rzeki. Dr Gonzo zdecydował sie bowiem przenieść w swoim dziele szystkie jasne i ciemne strony życia Hell's Angels.

To jednak nie sam zapis bujania sie z Hell's Angels stanowi o wartości tej książki, a jej drugie dno - zabawny dialog z relacjami medialnymi na temat ekscesów klubu, który zostaje osmieszony przez naoczna relację samego Thompsona oraz głosy samych uczestników wydarzeń. "Hell's Angels" jest bowiem przede wszystkim atakiem na powierzchownosc obserwacji dziennikarskiej!

Mamy tu wiele smaczkow, ale jednym z najslodszych jest akapit z rozdzialu "The Dope Cabala and a Wall of Fire". Thompson przypuszcza tam frontalny atak na dziennikarska skrupulatność przytaczajac osiem prasowych wersji liczby aresztowań po wyścigu motocyklowym w Laconii, podczas którego doszło do zamieszek, o spowodowanie których oskarzono Hell's Angels (oskarżanych w owym czasie o wszystko).

Pisze on tamże: "Oto lista, która sporządziłem tydzień po zamieszkach: New York Times 'około 50', Associated Press 'przynajmniej 75', San Francisco Examiner 'przynajmniej 100, w tym 5 Hell's Angels', New York Herald Tribune 29, Life 34, National Observer 34, New York Daily News 'ponad 100', New York Post 'przynajmniej 40'(...)"

Dalej czytamy: "Nie byłem zaskoczony tym, ze osiem artykułów dawało osiem różnych wersji na temat zamieszek, ponieważ żaden reporter nie może być wszędzie i każdy z nich czerpie informacje z innych źródeł. Byłoby jednak pocieszające znaleźć ogólne porozumienie na temat czegoś tak fundamentalnego, jak liczba aresztowań(...)"

Tego typu czytania prasy znajdziemy tu dużo, ale dodatkowej zabawy dostarcza nam serwowany przez Thompsona obraz budowania przez media wizerunku klubu, który ewoluuje w ciagu trzech lat (1963-66) od demonicznej, niszczycielskiej siły, przez sprzymierzeńców rewolucji seksualno- psychedelicznej, aż po obrońców tradycyjnych, amerykańskich wartości.

Pozycja warta polecenia nie tylko wielbicielom Thompsona, ale także menadzerom PR w wielkich korporacjach, zastanawiajacych sie jak pozlacac zwykle gowno.

Oczywiście mamy takze nadzieję, że ktoś zdecyduje sie wydać w koncu w Polsce ta i inne pozycje tego wielkiego pisarza, docenianego na całym świecie za wielki wkład w historię literatury.

[Poczytac dalej na temat ksiazek Huntera S. Thoompsona mozecie na lamach MGV]

Saturday, 11 July 2009

Wystartował mój blog o winylach



Miło mi oznajmić, ze wczoraj wystartował mój nowy, dwujęzyczny blog "Winylowa Afryka", poswiecony winylowym wydaniom afrobeatu, afro-funku i tradycyjnych rytmów afrykańskich i karaibskich.

Znajdziecie już tam niedługo porcje recenzji płyt, profile niezależnych labeli, wydających kompilacje i reedycje afrobeatowe oraz zapowiedzi wydawnicze. Zapraszam do czytania!


Wednesday, 14 January 2009

Zestresowani???



Bardzo ciekawy wideoklip, portretujący bardzo ciekawe zjawisko, a raczej stan umysłu :)
Dziwię się tylko, że tak późno "to coś" do mnie dotarło... a może po prostu za mało czasu spędzam na YouTube. Chwała czasowi wolnemu od Internetu :)





Oczywiście pomocą posłuży nam jeszcze artykuł w Guardianie, który zdaje się nie łapać całego obrazu, ale media stale przecież zaciemniają rzeczywistość, więc same w końcu wpadają we własne sidła

Nie ma oczywiście, że boli. Jest i jasna strona tej małej prowokacji, która staje się czymś więcej niż komentarzem do tej całej akcji - jej rubasznym wujkiem, a jednocześnie głosem z dystansu...





choć, jak mówi mój znajomy, druga wersja bez oryginału nawet by nie zaistniała! Niech żyje więc internetowa rewolucja pod wodzą Che Wideo :)))

Monday, 16 June 2008

Fur & Loathing



Fur TV to nowa seria, produkowana dla MTV Europe. Polecamy jeden z odcinków, naprawdę dobry :)




Tuesday, 8 April 2008

I'm a violent motherfucker, so are you :)



OK, dzięki temu, że znowu mam zapewnione przetrwanie dzięki nowo poznanemu bratu w magicznym ogródku, który tym razem okazał się szefem kuchni, Thelemitą i hiphopowym didżejem w jednej osobie, mogę zająć się tym ostatnio, nieco zapuszczonym blogiem :)

Całe szczęście, gdyż chciałem już uciekać się do ekspresowo działających rytuałów z dużą zapłatą :P Przy okazji jeszcze raz strumień wdzięczności kieruję w stronę Agnieszki i Marcina, którzy wciągnęli mnie w wir działania psychedeliczno-organicznego Inspiral Lounge!

Co mam dla was tym razem? Dużo przemocy, prezentację dwóch niezwykle ciekawych idei, które zagnieżdżone zostały w londyńskim światku i znakomicie się przyjęły. Na pierwszym z nich już byłem, na drugie się dopiero szykuję.

Poznajcie więc Scrap Club:



... oraz London Rollergirls:




Na razie bez komentarza, gdyż artykuł i o jednym, i o drugim na pewno ukaże się w "Nowym Czasie". Kiedy to nastąpi, na pewno puszczę ten materiał na bloga!


Wednesday, 20 February 2008

Ross Kemps On Gangs



Ross Kemps On Gangs to seria dokumentalna, produkowana przez brytyjską telewizję Sky One, poświęcona wojnom gangów w różnych częściach świata, z udziałem znanego aktora telewizyjnego, Rossa Kempa. Pierwsza seria została nakręcona w 2006 m.in. w Brazylii, Nowej Zelandii i Kalifornii, w drugiej wzięto się za Rosję, Cape Town i St Louis, by w trzeciej w końcu zainteresować się polskimi kibicami. Seria została doceniona nagrodą BAFTA 2007 w kategorii Factual Series. Z powodu niezwykłej popularności dokumentów ze swoim udziałem, Ross Kemp wypuścił także książkę, związaną z przemocą gangsterów na całym świecie. Wszystkie odcinki do ściągnięcia dzięki uprzejmości strony BitTorrent Junkie :)

Poniżej zaś w częściach obejrzeć możecie sobie odcinek z polskimi kibicami:












: , , , , , , ,

Saturday, 27 October 2007

Chaos, magia i mitologia nowych mediów



Siedząc sobie od dwóch tygodni w Londynie napisałem w końcu tekst, do którego stworzenia zainspirowało mnie nie tylko to dzikie miasto, ale także ostatnie wydarzenia w Sieci, moje lektury i chęć ostatecznego zamanifestowania własnej postawy wobec dziwnego, ale wielce potężnego połączenia, jakie oferuje miks magii i nowych mediów...


Dla znających pojęcie "cybermagii" oczywistym jest, że komunikacja służy magii i vice versa, ponieważ są to dwie strony tego samego równania, mającego na celu wywołania wyrwy w dywanie rzeczywistości i wyjęcia z niej pożądanego klejnotu. Media są dla maga idealnym polem eksperymentów, służących powiększaniu kontroli nad wewnętrznym ogniem i wpływaniu na rzeczywistość. Jeśli list, gazeta lub książka w analogowej postaci może być skutecznym narzędziem magicznym, pełne dynamiki, elastyczne, nowe media tym bardziej mogą stać się efektywnym polem magicznej działalności będąc wciąż pod wpływem Hermesa – patrona magii, chaosu i komunikacji. Jeśli pamiętacie co stało się z Philipem K. Dickiem pod wpływem różowego promienia z telewizora i jeśli wiecie, jaki wpływ zyskał ona na zbiorową wyobraźnię dzięki swojej cybergnozie, będziecie przy odrobinie szczęścia potrafili przekopać magiczny tunel przez nowe media.

Podstawą uczynienia z nowych mediów kolejnego, tryskającego chaosem ołtarza, powinno być zestrojenie myślenia w kategoriach magicznych i kategoriach cybernetycznych lub też systemów sztucznej, samoreplikującej się inteligencji, bez których nowe media zasadniczo nie byłyby koncepcyjnie możliwe. Obydwa z tych tuneli silnie korespondują ze sobą biorąc swój początek z pnia idei kontroli nad bieżącą rzeczywistością. Brak płynnego przechodzenia pomiędzy jednym, a drugim w świadomości zbiorowej, można wytłumaczyć jedynie głęboko zaszczepionym, arystotelesowskim dualizmem, który powinien zostać zniszczony zanim przystąpicie do pierwszych eksperymentów z wykorzystywaniem mocy chaosu do panowania nad nowymi mediami.


Czytaj dalej na łamach MAGIVANGI


Wednesday, 15 August 2007

pOdŁĄCZcIE SIę Do HakIMa bEyA na LaST.fm...



Dzisiaj rano, jak zwykle odpaliłem swojego laptopa i zalogowałem się na najlepszy system operacyjny świata czyli Ubuntu 7.04 (wysypał mi się ostatnio lub odmówił posłuszeństwa chyba kilka razy w ciągu tygodnia przy różnych okazjach, bo taki los newbie Linuxa :D). Pierwsza decyzja - posurfować po sieci! Zwykle sprawdzam jakieś serwisy społecznościowe, włączam muzę i zastanawiam się o czym tu napisać :) Wprawdzie ostatnio grubo cisnę wizualkę dla bratrata z Anal Sex Terror - wejherowskiego selektora rootsowego, na Festiwal w Osródzie, ale i tak nad pisaniem spędziłem 2/3 życia, więc mój mozg działa od rana na jedno wbicie :)

Tym razem będzie o Last.fm Dlaczego? Bo to zajebista platforma, której siły jeszcze wielu nie doceniło. Całkowicie zrewolucjonizowała "słuchanie radia" i wniosła wiele życia w Internet, co przełożyło się na wzmożone kontakty międzyludzkie i gorące odkrycia muzyczne... przynajmniej w moim wypadku :)


***



Zaangażowani, internetowi aktywiści od samego początku widzieli w boomie na Web 2.0 kolejną korporacyjną strategię na jeszcze szybsze i skuteczniejsze wyciśnięcie z sieciowych społeczności, jeszcze większej ilości hajcu. Siła, jaką mogły mieć marketing i branding dla "blue chips" po przeniesieniu do wieży Babel mediów - Internetu, została przez nich bardzo szybko dostrzeżona jakieś 5-6 lat temu i na naszych oczach kwitnąć zaczął wzmożony proces konwergencji platform. Dziś serwisy społecznościowe mogą mieć miesiąc i jeszcze nie wyjść z fazy beta testów, a już ktoś zechce przejąć je za pokaźną sumkę.

Last.fm nie jest tu wyjątkiem. 30 maja amerykański koncern medialny CBS kupił robiącą furorę wśród użytkowników na całym świecie, brytyjską platformę za 280 mln USD i bardzo szybko zaczął wprowadzać nowe usługi, mające docelowo przyciągnąć do serwisu maksymalny ruch tj. zagnieżdżone wideo a la YouTube. Oprócz reklam, będących standardowym modelem zarabiania w Internecie, Last.fm zarabia dodatkowo jako pośrednik transakcji, które wykonują użytkownicy kupujący płyty w Amazon.com wykonując swoje kliknięcie na stronach lub w scrobblerze Last.fm. Oprócz tego serwis pobiera opłaty za dostęp do niektórych usług tj. "radio osobiste".

Abstrahując jednak od handlu i przenosząc się na poziom społeczny tego fascynującego serwisu, nie można nie zauważyć, że łącząc medium radia, odtwarzacza muzycznego i sieci, Last.fm wytwarza ciekawe pole memetyczne tworząc jednocześnie krąg oddziaływania społecznego, który ma swój nihilistyczny smaczek, ale również niezaprzeczalny, romantyczny feedback. Oto zdruzgotane zostały kolejny raz przez nowe matryce medialne, media hierarchiczne - jednokierunkowe, a wygrało zaangażowanie jednostek, wolny wybór i społeczne tagowanie.

Last.fm pozwala w moim przypadku właściwie na słuchanie wszystkiego w ramach platformy społecznościowej. Mój ulubiony odtwarzacz, stworzony z myślą O KDE, Amarok potrafi przyswajać wszystkie darmowe strumienie Last.fm, jak też scrobblować kawałki, które nie zostały dołączone do platformy, a pochodzące z mojego dysku :) Dzięki temu nie czuję się uzależniony od żadnej ze "stacji radiowych", jeśli nie ma czegoś na Last.fm, odpalam to z dysku, a muzyka dalej działa w ramach platformy społecznościowej, co właśnie różni ją od zwykłego radia, które będąc medium hierarchicznym nie jest sprzężone z jego użytkownikiem.

Dlaczego chciałem o tym napisać? Ponieważ dzisiaj odkryłem, że Last.fm "zatagowało" już tak mocno Hakima Beya, że powstała nawet stacja, na której leci muza, związana przez użytkowników z jego osobą (co sprawdzić łatwo, wystarczy wpisać pożądany tag). Na początek wyskoczyła mi Diamanda Galas. Kto by pomyślał, że ma coś wspólnego z Hakimem Beyem? :) Przeszukałem sieć, nic oczywistego znaleźć się nie dało, co utwierdziło mnie jeszcze w przekonaniu, że społeczne tagowanie jest niezwykłym fenomenem, którego znaczenie jest bardziej duchowe niż by się to z początku wydawało.

Wyobraźmy sobie, że oto wiele niezwiązanych ze sobą bezpośrednio jednostek dokonuje niehierarchicznego połączenia dzięki internetowemu medium po czym tworzy za jego pomocą siatkę znaczeń, która następnie oddziaływuje na jego użytkowników. Przypadkowa grupa w żadnym wypadku nie musi tworzyć dla tej sieci dodatkowych narzędzi, umożliwiających utrzymywanie homeostazy (system jest samoregulujący się). Jest to jednocześnie, szybkie, skuteczne i przemawiające do wyobraźni rozwiązanie.

To także klasyczny przykład grupowego feedbacku, postrytualnego zachowania, które pozwala na komunikację dzięki sprzężeniu ze sobą muzyki, internetu i tagowania. Tak, jak wśród wspólnot plemiennych sprzęga się ze sobą zmysły dzięki rytmom bębna, piszczałki lub grzechotki i środkom psychedelicznym, w świecie podłączonym robi się to za pomocą Internetu - cybernetycznej pigułce nowej, grupowej tożsamości.

Ciekawą rolę mają tutaj ekstensje zmysłów, oferujące wykorzystywanie w działaniu genetycznych wzorów. Jeśli muzyka to głównie domena słuchu (przynajmniej w codziennym stanie świadomości), to tagowanie jest domeną wzroku (wszyscy codziennie widzimy otagowane mury). Jednak znaczenie wykluwa się w ludzkim mózgu dzięki impulsom pochodzącym w obydwóch sfer doświadczenia dając płynny tunel rzeczywistości, stwarzający alternatywny wobec piramidowego kierunek rozumienia świata dzięki zmysłom połączonym w jedną całość. To właśnie miał na myśli McLuhan pisząc o globalnej wiosce, łączącej ze sobą wszystkich za pośrednictwem elektrycznych mediów, a Timothy Leary pisząc o globalnej świadomości psychedelicznej, która wykształciła się dzięki masowemu użyciu LSD.

Dla mnie jest to doskonały przykład dalszego spełniania się kontrkulturowych utopii, które jak mityczne Wyspy Szczęśliwe u Hakima Beya, są odwzorowaniem matrycy pierwotnej Macierzy Kosmosu, w której komunikacja jeszcze nie została wynaleziona, a świadomośc pogrążona była w słodkim stanie nieistnienia. Boom 2.0 może się szybko skończyć, ale nowe siatki memetyczne będą egzystowały jako żywe pola znaczeń dzięki jednostkom chcącym się ze sobą komunikować na nowym poziomie.