Sunday 25 February 2007

Jak zostałem morsem :)



Są takie chwile w życiu każdego człowieka, w których umysł domaga się przekroczenia własnych ograniczeń i jednocześnie ograniczeń jego głównego towarzysza - ciała. Momenty te są często rozpoznawane i charakteryzowane poprzez kryzys osobowości, jaki zostaje wygenerowany przez podświadomość w celu rozpoznania tej sytuacji przez jednostkę jako potencjalnie transgresyjnej, mogącej wzmocnić w nim wolę, przynieść nową wizję własnych możliwości i określić jego moc.

Ostatnio borykam się z poważną zmianą, jaka zachodzi w moim życiu na skutek zakończenia związku z moją dziewczyną, tak więc pozostaje wyjątkowo wyczulony na głosy dochodzące z wnętrza podświadomości. Te zaś nieustannie wołają o rekonstytucję osobowości próbując mnie ciągnąć w doświadczenia, które są mi wyjątkowo bliskie - wydarzenia o magicznej naturze, pozwalające na objawianie się w życiu pierwotnego pierwiastka szamańskiego. Zwykle pojawiają się też wtedy dziwne synchroniczności, jakie znamionują te wyjątkowe chwile, kiedy wszystko jest możliwe.

Od mniej więcej dwóch tygodni byłem namawiany przez mojego dobrego znajomego, Krzysia do kąpieli w lodowatym morzu. Mieszkam na Wybrzeżu, a ruch morsów jest tu wyjątkowo silny przyciągając wielu entuzjastów ekstremalnych doświadczeń. Krzysiu sam uprawia takie kąpiele od pięciu lat, tak więc dokładnie zna przebieg całego procesu, który obrazowo mi przedstawił. W sumie nie trzeba mnie było mocno zachęcać jako, że tego typu praktyki bardzo kojarzą mi się z doświadczeniami inicjacyjnymi szamanów z plemienia Inuitów, a wszyscy szamani są mi osobiście bardzo bliscy. Ponadto uczestniczyłem swego czasu w warsztatach neoszamańskich organizowanych przez Wojtka Jóźwiaka, które odbyły się w lutym 2001 w Rzepniku, gdzie do najciekawszych praktyk należało chodzenie po rozżarzonych węglach, które dało mi niezwykłą dawkę energii. Wizja wejścia do lodowatego morza miała więc dla mnie podobny charakter, tyle tylko że opierało się na przeciwstawnym biegunie, związanym z antagonistycznym żywiołem.

Kąpiel w zimnym morzu przy niskiej temperaturze powietrza ma w sobie w istocie coś szamańskiego. Najpierw przekonujesz umysł, że możesz tego naprawdę dokonać, następnie po prostu wbiegasz i nie masz odwrotu. Dzisiejszy dzień nie należał do najzimniejszych, temperatura wody miała około 3 stopni, a powietrza około 5. Najpierw zrobiliśmy sobie rozgrzeweczkę biegnąc wzdłuż mola w Jelitkowie, a potem po prostu przebraliśmy się w budce morsów, by wesoło wskoczyć do lodowatej wody.

Doświadczenie było niezwykłe i bardzo charakterystyczne. Zimno gnębi umysł najpierw przez kilka sekund, które upływają w momencie, kiedy wskoczy się do wody. Przez kilkanaście sekund nie czuje się nic. W momencie odwrotu w stronę brzegu nadchodzi pierwsza fala zimna, wywołanego szokiem organizmu, która sprawia, że ciało robi się czerwone, a człowiek czuje wszędzie wbijające się szpilki zimna. Potem, gdy skacze się próbując skorzystać z tej fali energii przebierając nogami, wszystko sztywnieje, a krew zdaje się nie napływać do nóg. Potem zimno wsiąka w ciało obierając sobie za siedzibę nasze wnętrze, gdzie już zostaje rozgrzewając nas od środka. Energia po tym doświadczeniu zostaje na cały dzień i ma się ochotę powtórzyć to jeszcze raz. Sam wyleczyłem się dzisiaj z grypy, być może oswoiłem także jedną z moich najgorszych fobii - zimno.


7 comments:

Anonymous said...

muy bien, senor conradino ;)

Unknown said...

muchos gracias, señora ewelina. nadie poderá ser bueno si no sente se bien :)

Unknown said...

niezle niezle. Mój blizniak zawsze w zimie pływa , gdy lód jeszcze na wodzie... może też sie w końcu skuszę :)

Anonymous said...

Hej Conradino, ależ odważny jesteś. Ja jedynie gdzieś chyba 1 listopada w Bałtyku się kąpałem - było zimno, ale nie aż tak. Gratuluje!

Ja za to myślę o komorze kriogenicznej, ale co z tego wyjdzie, to się jeszcze okaże. Tam to dopiero zimno jest :)

Unknown said...

uuu zazdroszcze ;o)
jakos ostatnio po ogniu nie odwazylam sie chodzic ;D
ciekawe czy do lodowatej wody bym wskoczyła

ale to w koncu moj żywioł ;-)

ale sam momet rozumiem - choć wedlug mnie extremalne doswiadczenie sa glownie sposobem na odwrocenie uwagi umyslu.. choc pewnie wszystko zalezy od podejscia

pozdrawiam:)

Unknown said...

odwracaja uwage od wszystkiego liczy sie tylko chwila... w cywilizacji opartej na ciaglej stymulacji takie doswiadczenia staja sie esencja, wyznaniem wiary. cos w tym na pewno jest.

Anonymous said...

"::snif:: bo wy tego nie rozumiecie, :: snif:: bo to jest jak modlitwa... ::snif:: to jest moj sposob na walke z rzeczywistoscia..."