Tuesday, 30 January 2007

Media doby konwergencji



Muszę przyznać, że z wielkim zainteresowaniem chwyciłem za nową książkę Henry'ego Jenkinsa, "Kultura konwergencji: Zderzenie starych i nowych mediów", wydaną przez Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne. Przyjemność z obcowania z nią była tym razem wyjątkowa, gdyż tłumaczenie polskie zostało rzucone na rynek niecałe dwa miesiące po wydaniu amerykańskim. Możemy więc przynajmniej powiedzieć, że choć raz nie męczy się polskich czytelników dziełem przez zachodnią kulturę już niemal zapomnianym, a daje im się szansę odkrywania pewnych zwerbalizowanych treści równolegle z resztą świata. Świadomość to miła i być może symbolizująca jakąś drobną zmianę konfiguracji na rynku czytelniczym. Dobrze by było, gdyż ciekawych książek do wydania wciąż pozostaje całe mnóstwo, a ich brak na polskim rynku utrudnia niestety jakąkolwiek rozsądną debatę na wiele tematów!

Henry Jenkins jest profesorem, badaczem mediów i kultury popularnej, twórcą i dyrektorem Programu Komparatystyki Mediów na Massachusetts Institute of Technology - kuźni amerykańskich elit menadżerskich i jednocześnie wybitnego think-tanku, w którym wykluwa się wiele rewolucyjnych innowacji technologicznych. W książce background ten nie pozostaje bez znaczenia i ułatwia interpretację oraz nazywanie wielu procesów, które są przez profesora Jenkinsa analizowane.

W "Kulturze konwergencji..." oprócz standardowego rozdzielenia mediów na technologie przekazu czyli kanały komunikacji i treść mediów czyli protokoły kulturowe, zostaje postawionych kilka ciekawych tez, z których najważniejszą jest tytułowa konwergencja. Jenkins poprzez termin ten rozumie: "przepływ treści pomiędzy różnymi platformami medialnymi, współpracę różnych przemysłów medialnych oraz migracyjne zachowania odbiorców mediów (...)" Na przykładzie niewinnego, cyfrowego kolażu z Osamą bin Ladenem i Bertem z Ulicy Sezamkowej, sieciowego spojlowania (fanatycznego tropienia ukrytych treści działań producentów reality shows przez społeczności fanów serii Robinsonowie), grupowej interakcji publiczności Amerykańskiego Idola, a także transmedialnego przekazu Matrixa, Jenkins ukazuje, dokąd prowadzi świat nowych mediów i dlaczego nie ma od niego odwrotu.

Teza ta jest w tej samej mierze słuszna, co i banalna, ale jej najmocniejszą stroną jest umiejętność sprawnej obserwacji procesów konwergencji i wyciągania z nich realistycznych wniosków. W książce pojawia się kilka słów kluczy tj. epistemofilia - niephamowana żądza wiedzy, transmedialność - zależność treściowa pomiędzy różnymi mediami, kolektywny umysł - zbiorowa praca sieciowej społeczności, która generuje spójną wiedzę, kultura uczestnictwa (many-to-many) - sieć zastępująca archaiczne społeczeństwo hierarchiczne i wiele innych drobnych pojęć, które połączone razem stają się propozycją na zinterpretowanie konwergencji jako oznaki szerszej przemiany społecznej. Tu niestety trochę się zawiodłem, gdyż przyzwyczajony do rozmachu wizji post kontrkulturowego techno realizmu Douglasa Rushkoffa, taktycznej batalii Geerta Lovinka czy też dyskordiańskiego cyberpunku RU Siriusa, nie mogłem dostrzec żadnej optymistycznej wizji wyjścia z kołowrotku brandingu, crowdsourcingu, afektywnej ekonomii i product placement. Być może jednak w moim tunelu rzeczywistości sam fakt posiadania wizji zmusza do jej użycia, a u profesora Jenkinsa jest on jedynie wymówką do dalszego drążenia wzajemnego uzależnienia.

Nie chcę być jednak źle zrozumiany, gdyż nie krytykuję tu metodologii, ale raczej ogólny plan ideologiczny książki. Nie kłócę się książką, gdyż podziwiam u profesora to, co można by nazwać "cyfrową etnografią". Ta niezwykle brawurowa interpretacja drobiazgowych badań terenowych, prowadzonych w amerykańskiej sieci, która odsłania nie tylko deklaracje i statystykę, ale także "pozakulisowe działania" wszystkich stron procesu konwergencji, jest próbą najwyższej klasy. Jednak nie stoi za tym wszystkim żadna wizja duchowa, która jako osobie wychowanej na psychedelicznych modelach wydaje mi się konieczna do surfowania po falach chaosu...

Co jednak jest bardzo miłe, profesor Jenkins zna już Polskę... wspomnienia ze swojego niedawnego pobytu w Warszawie, w których odwiedziny na Stadionie Dziesięciolecia mieszają się z kupionymi komiksami o Kapitanie Żbiku znajdziecie na jego blogu.

br />

3 comments:

Anonymous said...

Hi

Anonymous said...

blaum, rzyzny blog, bede zaglądać.

Anonymous said...

[bład orto zamierzony,dla dennej atrakcji]