Wednesday 19 December 2007

I Język (Wieża - XVI)



Londyn to współczesna Wieża Babel, przy czym ciekawe są w tym symbolu szczególnie korespondencje pochodzące z Tarota. Crowley w "The Book Of Thoth" wiąże tą kartę z Okiem Sziwy, które spopiela wszechświat po każdym Eonie, żeby przygotować miejsce na nadejście nowego. Oczywiście, każdy z tarotowych obrazów można rozumieć na wielu poziomach i w tym wypadku przez obraz Wieży chciałbym się odnieść do upadku i destrukcji społeczeństwa jako takiego lub też przypomnieć słynne trzy przypuszczenia Jeana Baudrillarda, które na temat społeczeństwa wysunął w swoich postmodernistycznych rozważaniach.

W Londynie język zostaje de facto rozbity w proch. Staje się codziennym tańcem dialektów, idiolektów i pomyłek językowych, w których można dostrzec jeden wszechmożny problem - brak poprawnej komunikacji. Z drugiej strony zewsząd czuje się głębokie pragnienie na przezwyciężenie tej podstawowej trudności, najstarszej bariery, dzielącej ludzi na całym świecie. Ten dziwny paradoks wypełnia londyńskie powietrze, jak narkotyk - staje się chaotycznym, kapryśnym egregorem. Jako demon ma on też wielu nieświadomych wyznawców.

Istnieje jednak wiele bram do wspólnego porozumienia. Okazuje się, że jednym z najlepszych gruntów, które pozwalają na jego zaistnienie, jest handel. Sklep jest miejscem, w którym wypełnić można podstawową potrzebę czyli zaspokoić głód. Trzeba tam kiedyś kupić chleb, piwo i bataty. Na poziomie jedzenia zachodzi więc naturalna i podstawowa transformacja społeczna. Wychodzi się ze swojej językowej skóry i wkracza do sfery, gdzie kultura narodowa lub etniczna przeradza się w kulturę globalną.

Można powiedzieć, że supermarket, w którym kręcą się przedstawiciele wszystkich możliwych kultur w poszukiwaniu warzyw na obiad, jest tu kolejną, dobrą metaforą.

Robiąc dygresję, warto też przypomnieć, że wiele osad na terenie dzisiejszego Pomorza, było wielokulturowymi osadami handlowymi. Uczciwy handel zbliża ludzi, szczególnie jeśli stoi za nim coś znacznie więcej niż zysk. Oczywiście wątek ten wiele razy przewinął się już w klasycznych rozważaniach antropologicznych i nie będę go tutaj rozwijał.

Ważniejszy jest dla mnie wniosek, że wszystkie kultury MUSZĄ wchodzić ze sobą w konwersację, która wprawdzie może prowadzić zarówno do wzmożonego zaufania, jak też do jego braku (albo do obydwóch naraz!), ale trzeba zrozumieć, że językowy szum należy wykorzystywać do wykształcania u siebie naturalnej uważności. Wyznawcy kultu Świętego Chaosu w jego najróżniejszych wcieleniach muszą używać tego szumu jako przedmiotu wstępu do wiecznej medytacji. Oczywiście pytanie brzmi, co jeśli akurat nie mamy do czynienia z jego wyznawcą?

Wtedy można udzielić np. takiej odpowiedzi. Jeśli podstawowym gruntem dla kultury wieloetnicznej jest możliwość wzajemnego poznania się gruncie wspólnych interesów, które mogą przekształcić się w więzy przyjaźni, jednostkę nie wierzącą w świętość chaosu należy zapoznać ze świadomym stosowaniem tego, z czym od zawsze ma do czynienia kilka razy w tygodniu!

Magia jest w każdym kroku...

4 comments:

Anonymous said...

No tak. Supermarket nowym wszechświatowym kościołem chaosu scalającym ludzi innych kultur przez uczciwy handel - czemu nie? Trochę przewrotne :)

Unknown said...

moze teraz uda mi sie w koncu skomentowac ;)

Wieża to symbol niezwykle przewrotny...

Anonymous said...

;) a już się miałem pogniewać za brak odzewu;)

Anonymous said...

No właśnie. Jak niedawno byłam "na tarocie", to przy pewnych decyzjach powychodziła wieża, a zaraz potem okazało się, że jak je trochę zmodyfikować, to wszystko super.

I mam wrażenie, że nawet bardziej się tyczy ona stanów wew, niż okoliczności zew.