Thursday 27 December 2007

Duszki wielkich gwiazd



Zawsze niezwykle mnie ciekawiły opakowania duchowe twórczych osobistości, którym przytrafiło się urodzenie na tej skromnej planecie. Jak można zauważyć, wszystkie jednostki, które odnaleźć możemy w strategicznych punktach historii ludzkości były zawsze wdzięcznymi naczyniami dla najprzeróżniejszych idei, religii lub osobistych demonów.

Każdy przecież musi z czegoś czerpać siłę do życia po zaspokojeniu swoich pierwotnych instynktów. Każdy przecież musi odnaleźć sens swojego życia czy mu się to podoba czy nie. Piszę to z lekką ironia, gdyż daleki jestem od gnostyckiego wyznania wiary w pierwszeństwo pierwiastka duchowego w człowieku. Pachnie mi to słodką trawą utonięcia w ontologii, ale nie mogę zaprzeczyć, że popęd ten jest znacznie silniejszy niż bylibyśmy w najsłodszych snach przypuszczać.

Dlaczegóż bowiem Adolf Hitler wstąpił do Stowarzyszenia Thule? Dlaczego Heinrich Himmler stworzył specjalną brygadę do puszukiwania Świętego Graala? Dlaczego generał George Patton wierzył, że jest inkarnacją Aleksandra Wielkiego i innych wielkich przywódców? Czemu Timothy Leary otrzymywał przekazy od kosmitów, a Philip K. Dick cybergnostyczne przekazy dzięki różowemu promieniowi z telwizora? W końcu zaś czemu Oliver Stone został scjentologiem, a Madonna wstąpiła do Centrum Szkoleniowego Kabały? Ta lista mogłaby być oczywiście znacznie dłuższa...

Czemu to jednak piszę? Ostatnio zaczął mnie szczególnie zastanawiać przypadek Davida Lyncha - wdzięcznego praktykanta Medytacji Transcendentalnej (TM), ruchu założonego pod koniec lat '50 przez Maharishiego Mahesha Yogiego, który nazwę bierze sobie od jednej ze swoich podstawowych technik medytacyjnych, prostego ćwiczenia jogicznego. Być może chciałbym go teraz przeanalizować, ponieważ przestał być dla mnie już dawno reżyserem oryginalnym i wyjątkowym, a być może dlatego, że los tak chciał, iż trafił na widelec :)

David Lynch założył dwa lata temu specjalną fundację, poświęconą rozwijaniu edukacji dzieci poprzez praktykowanie TM i z wielkim wdziękiem rozpoczął misję nawracania świata. Na swoich pierwszych wiernych wybrał dzieci, istoty ze wszech stron nie mogące mieć rozeznania w duchowym markecie społeczeństwa informacyjnego, w którym każdy mem trzeba zbadać ze wszystkich stron i poddać próbie ognia i wody, zanim podejmie się decyzję o wpuszczeniu go do Świątyni.

Jak podał brytyjski dziennik Telegraph pod koniec października tego roku:

Cult film director David Lynch has launched a campaign to promote meditation in British schools.

Lynch, who made Blue Velvet and Mulholland Drive plus the TV series Twin Peaks, advocates transcendental meditation (TM) as an antidote to violence, suicide and illegal drug-taking.

He has been practising TM for more than 30 years and has persuaded 20,000 pupils in the US to do two 20-minute sessions every day.
advertisement

The US director believes meditation can bring peace to the world. His David Lynch Foundation for Consciousness-Based Education provides scholarships to children who want to learn the technique.


No i mamy pytanie, co z tego dalej wyniknie, gdyż David Lynch zaatakował kilka dni temu ze swoim przesłaniem Australię za pośrednictwem Jasona Donovana, który jest teraz jednym z apostołów jego fundacji. Przypatruję się podobnym przypadkom bardzo uważnie, gdyż rzeczywistość, w której gwiazdy show businessu rozpowszechniają sekciarskie memy, a w powietrzu rozpyla się substancję X pachnie mi cyberpunkiem, który bardzo lubię. Pokazuje to, że przyszłośc już tu jest, jak też też fakt iż duchowość zredukowała się do absurdów, a religia dzięki mediom i mistrzom ich wykorzystywania nabrała jeszcze większej siły. Rzuciłbym Islam jako doskonały przykład, ale niech ta dygresja zostanie tylko zapowiedzią innego wpisu.

Do czego jednak zmierzam? Jak wiemy, każdy ruch religijny zaczyna od małej grupy wyznawców, prostych wskazań/przykazań i jednego podstawowego rytuału. Z kolejnymi wiekami dochodzą kolejne rytuały, wskazania zamieniają się w dogmaty, a po pierwotnej czystości i misji przemiany świata nie zostaje ani ślad. Nad twórczym duchem zaskorupia się Egregor, który spontaniczność zamienia w strukturę i zanim się obejrzymy panie i panowie, jesteśmy w dupie! Intuicja mi mówi, że wszelkiej zorganizowanej religijności unikać należy, jak zarazy, ale czy z drugiej strony możemy pozostać wolni od każdej cząstki naszego życia, w której stykaliśmy się z wieloma mentalnymi chorobami stetryczałego społeczeństwa? Czy należy unikać wirusa czy też połykać go pracując jednocześnie nad antyciałami? To pytanie chciałbym pozostawić otwarte...

Wszyscy pewnie wiedzą kim jest David Lynch. Dla tych jednak, którzy nie pamiętają kim jest Jason Donovan, mam małe przypomnienie...





: , , , ,

10 comments:

Anonymous said...

>Ta lista mogłaby być oczywiście znacznie dłuższa...

ano, mogłaby.

tekst o egregorze trafnym spostrzeżeniem, odbieram podobnie.

"trawa ontologiczna" rozjebała :D

Unknown said...

zielona trawka zawsze czeka na lewniwych. och panie jodorfowsky, nakrecilbys juz ten "king shot", bo caly czas musze wspominac "swieta gore" i swietnie wklejona, symboliczna knajpe pod myslacym filozofem :)

Anonymous said...

na leniwych, albo zagubionych dodałabym...

jakem Samarytanka zawsze z wyrozumiałością patrzę na stopień zagubienia tych, którzy na niej się kładą - a wszyscy wiemy, że świeżo cięta zielona trawa ma odurzający, acz przyjemny zapaszek ;P

Unknown said...

nie da sie ukryc, sam bym na takiej polezal, gdyby mi ktos taka ofiarowal :D

Anonymous said...

mówią, że można się nie obudzić i tylko najbardziej wytrawne, nomen omen, nosy, budzą się z tegoż letargu...

...a potem szukają dość długo ciuchów, portfela, dokumentów :P
słowem - tożsamości...

Anonymous said...

Ten ziomek z tego teledysku - myślałem że to jakiś flesz z mojej młodości. Wszystko to tam wygląda jak wyciągniete z lat 80 - ale chyba to obecny trend?

Anonymous said...

>Dla tych jednak, którzy nie pamiętają

no nie, nie obecny ;)

Unknown said...

zdecydowanie nie obecny, teraz powrot lat '50 i dalej wstecz sie szykuje :)

Anonymous said...

Dzięki za ten tekst! Też od dawna przyglądam się Lynchowi i też mi jego fascynacja TM jakoś nie pasuje ;-). Beatlesi już dawno ,,przejżeli" Maharishiego (sexy Sadie;-), a ten się podjarałjak dzieciak;-'000

Też mnie to zastanawia??? Ale cóż każdy ma swoją jazdę. Pozdrawiam!

Anonymous said...

heheh nie przyznałem się za pierwszy razem ale mem Lyncha i mnie ,,sieknął" ,wróciłem się byłem do TM (przypomniałem sobie swoją mantrę ;-)) i jakoś tak spokojniejszy się zrobiłem od paru tygodni- chyba to działa ;-))).

Pozdro ran