Wednesday 15 August 2007

pOdŁĄCZcIE SIę Do HakIMa bEyA na LaST.fm...



Dzisiaj rano, jak zwykle odpaliłem swojego laptopa i zalogowałem się na najlepszy system operacyjny świata czyli Ubuntu 7.04 (wysypał mi się ostatnio lub odmówił posłuszeństwa chyba kilka razy w ciągu tygodnia przy różnych okazjach, bo taki los newbie Linuxa :D). Pierwsza decyzja - posurfować po sieci! Zwykle sprawdzam jakieś serwisy społecznościowe, włączam muzę i zastanawiam się o czym tu napisać :) Wprawdzie ostatnio grubo cisnę wizualkę dla bratrata z Anal Sex Terror - wejherowskiego selektora rootsowego, na Festiwal w Osródzie, ale i tak nad pisaniem spędziłem 2/3 życia, więc mój mozg działa od rana na jedno wbicie :)

Tym razem będzie o Last.fm Dlaczego? Bo to zajebista platforma, której siły jeszcze wielu nie doceniło. Całkowicie zrewolucjonizowała "słuchanie radia" i wniosła wiele życia w Internet, co przełożyło się na wzmożone kontakty międzyludzkie i gorące odkrycia muzyczne... przynajmniej w moim wypadku :)


***



Zaangażowani, internetowi aktywiści od samego początku widzieli w boomie na Web 2.0 kolejną korporacyjną strategię na jeszcze szybsze i skuteczniejsze wyciśnięcie z sieciowych społeczności, jeszcze większej ilości hajcu. Siła, jaką mogły mieć marketing i branding dla "blue chips" po przeniesieniu do wieży Babel mediów - Internetu, została przez nich bardzo szybko dostrzeżona jakieś 5-6 lat temu i na naszych oczach kwitnąć zaczął wzmożony proces konwergencji platform. Dziś serwisy społecznościowe mogą mieć miesiąc i jeszcze nie wyjść z fazy beta testów, a już ktoś zechce przejąć je za pokaźną sumkę.

Last.fm nie jest tu wyjątkiem. 30 maja amerykański koncern medialny CBS kupił robiącą furorę wśród użytkowników na całym świecie, brytyjską platformę za 280 mln USD i bardzo szybko zaczął wprowadzać nowe usługi, mające docelowo przyciągnąć do serwisu maksymalny ruch tj. zagnieżdżone wideo a la YouTube. Oprócz reklam, będących standardowym modelem zarabiania w Internecie, Last.fm zarabia dodatkowo jako pośrednik transakcji, które wykonują użytkownicy kupujący płyty w Amazon.com wykonując swoje kliknięcie na stronach lub w scrobblerze Last.fm. Oprócz tego serwis pobiera opłaty za dostęp do niektórych usług tj. "radio osobiste".

Abstrahując jednak od handlu i przenosząc się na poziom społeczny tego fascynującego serwisu, nie można nie zauważyć, że łącząc medium radia, odtwarzacza muzycznego i sieci, Last.fm wytwarza ciekawe pole memetyczne tworząc jednocześnie krąg oddziaływania społecznego, który ma swój nihilistyczny smaczek, ale również niezaprzeczalny, romantyczny feedback. Oto zdruzgotane zostały kolejny raz przez nowe matryce medialne, media hierarchiczne - jednokierunkowe, a wygrało zaangażowanie jednostek, wolny wybór i społeczne tagowanie.

Last.fm pozwala w moim przypadku właściwie na słuchanie wszystkiego w ramach platformy społecznościowej. Mój ulubiony odtwarzacz, stworzony z myślą O KDE, Amarok potrafi przyswajać wszystkie darmowe strumienie Last.fm, jak też scrobblować kawałki, które nie zostały dołączone do platformy, a pochodzące z mojego dysku :) Dzięki temu nie czuję się uzależniony od żadnej ze "stacji radiowych", jeśli nie ma czegoś na Last.fm, odpalam to z dysku, a muzyka dalej działa w ramach platformy społecznościowej, co właśnie różni ją od zwykłego radia, które będąc medium hierarchicznym nie jest sprzężone z jego użytkownikiem.

Dlaczego chciałem o tym napisać? Ponieważ dzisiaj odkryłem, że Last.fm "zatagowało" już tak mocno Hakima Beya, że powstała nawet stacja, na której leci muza, związana przez użytkowników z jego osobą (co sprawdzić łatwo, wystarczy wpisać pożądany tag). Na początek wyskoczyła mi Diamanda Galas. Kto by pomyślał, że ma coś wspólnego z Hakimem Beyem? :) Przeszukałem sieć, nic oczywistego znaleźć się nie dało, co utwierdziło mnie jeszcze w przekonaniu, że społeczne tagowanie jest niezwykłym fenomenem, którego znaczenie jest bardziej duchowe niż by się to z początku wydawało.

Wyobraźmy sobie, że oto wiele niezwiązanych ze sobą bezpośrednio jednostek dokonuje niehierarchicznego połączenia dzięki internetowemu medium po czym tworzy za jego pomocą siatkę znaczeń, która następnie oddziaływuje na jego użytkowników. Przypadkowa grupa w żadnym wypadku nie musi tworzyć dla tej sieci dodatkowych narzędzi, umożliwiających utrzymywanie homeostazy (system jest samoregulujący się). Jest to jednocześnie, szybkie, skuteczne i przemawiające do wyobraźni rozwiązanie.

To także klasyczny przykład grupowego feedbacku, postrytualnego zachowania, które pozwala na komunikację dzięki sprzężeniu ze sobą muzyki, internetu i tagowania. Tak, jak wśród wspólnot plemiennych sprzęga się ze sobą zmysły dzięki rytmom bębna, piszczałki lub grzechotki i środkom psychedelicznym, w świecie podłączonym robi się to za pomocą Internetu - cybernetycznej pigułce nowej, grupowej tożsamości.

Ciekawą rolę mają tutaj ekstensje zmysłów, oferujące wykorzystywanie w działaniu genetycznych wzorów. Jeśli muzyka to głównie domena słuchu (przynajmniej w codziennym stanie świadomości), to tagowanie jest domeną wzroku (wszyscy codziennie widzimy otagowane mury). Jednak znaczenie wykluwa się w ludzkim mózgu dzięki impulsom pochodzącym w obydwóch sfer doświadczenia dając płynny tunel rzeczywistości, stwarzający alternatywny wobec piramidowego kierunek rozumienia świata dzięki zmysłom połączonym w jedną całość. To właśnie miał na myśli McLuhan pisząc o globalnej wiosce, łączącej ze sobą wszystkich za pośrednictwem elektrycznych mediów, a Timothy Leary pisząc o globalnej świadomości psychedelicznej, która wykształciła się dzięki masowemu użyciu LSD.

Dla mnie jest to doskonały przykład dalszego spełniania się kontrkulturowych utopii, które jak mityczne Wyspy Szczęśliwe u Hakima Beya, są odwzorowaniem matrycy pierwotnej Macierzy Kosmosu, w której komunikacja jeszcze nie została wynaleziona, a świadomośc pogrążona była w słodkim stanie nieistnienia. Boom 2.0 może się szybko skończyć, ale nowe siatki memetyczne będą egzystowały jako żywe pola znaczeń dzięki jednostkom chcącym się ze sobą komunikować na nowym poziomie.


2 comments:

Anonymous said...

Witam,
w moim przypadku przygoda z Lastem zaczęła się rok temu i ciągle odkrywam coś nowego. Tempo odkryć muzycznych wzrosło od tego czasu lawinowo, dlatego zupełnie nie rozumiem ludzi, którzy jeszcze mają jakieś opory przed lastem. Aha i dzięki za przekonanie mnie do Ubuntu, zainstalowałem go wkrótce po Twoim wpisie na jego temat i muszę przyznać, że byłeś mimo wszystko zbyt mało entuzjastycznie nastawiony;).
Pozdrawiam.

Unknown said...

hehehehe :)