Tuesday, 5 June 2007

The Signifying Monkey i potęga czarnej muzyki



Nic mnie tak nie wciąga, jak wirtuozerska próba odkrywania "struktur długiego trwania" w kulturze i nieważne zupełnie, jaka to kultura. Jednak szczególne wrażenie robią na mnie takie próby jeśli dotykają tematów bliskich moim fascynacjom. Moja ostatnia lektura trafiła tutaj w moje miękkie podbrzusze.



Przypuszczenie frontalnego ataku na historię czarnej muzyki w Stanach Zjednoczonych, bo tak można pokrótce scharakteryzować książkę Samuela A. Floyda, The Power Of Black Music, jest serią dobrze wymierzonych salw, które osiągają upragniony cel, nie tylko powalając mnie, ale przede wszystkim odkrywając memetyczną sieć, w której afrykańskie duchy zmagają się wyzwaniami nowych czasów.

Jako, że książka ta (jak i wiele innych obowiązkowych pozycji dla antropologa, interesującego się afro-amerykańską tradycją oraz muzycznego frika) nigdy nie ukazała się w Polsce, czuję obowiązek dokonania streszczenia, napisania małej egzegezy i wprowadzenia przy okazji do polskiego dyskursu kilku nieznanych kompletnie w naszym kraju koncepcji.

Jest to wg mnie tym bardziej warte świeczki, że Floyd dokonuje w swojej książce czynu niezwykłego łącząc w wyśmienity sposób narzędzia antropologii kulturowej i muzykologii w celu reinterpretacji black heritage w muzyce. Na świetnie zarysowane tło historyczne, socjologiczne i antropologiczne autor nakłada bardzo szczegółową analizę muzykologiczną nie pomijając przy tym wydobywania własnej samoświadomości i krytycznego odsłaniania "wygnanych przez białych treści" pod hasłem: Reclaim the Black Power!



Autor już na samym początku przyznaje się do tego, że jest z tych "czarnych", którzy swoje dziedzictwo wynieśli z żywego doświadczenia ustnego przekazu, czym odwołuje się wprost do archaicznych, afrykańskich praktyk plemiennych, w których jeden głos tworzy zawołanie, na które każdy może odpowiedzieć. Do tego motywu, znanego jako Call and Response, będzie zresztą wracał przez całą książkę, gdyż jest to dla niego centralny motyw spajający muzykę afro-amerykańską, łączący ją z pierwszym, mitycznym źródłem mocy.

Pisze on: Jestem prawdopodobnie członkiem ostatniego pokolenia Afro-Amerykanów, którego rodzice i dziadkowie byli w intymny sposób związani z Br’er Rabbitem, Legbą, Signifying Monkey, Stackolee, Johnem Zdobywcą oraz innymi postaciami i praktykami czarnej kultury. Dalej mamy doskonały rozdział, w którym autor szczegółowo odsłania korzenie afrykańskich praktyk rytualnych, wierzeń i zabawy podkreślając, że jego przodkowie wierzyli przede wszystkim w to, że: rytualny taniec może wzmagać i generować ache – siłę życiową jednostki.

Dalej autor ujawnia, że to przekonanie nigdy nie zaginęło, ale zostało utrwalone przez niewolników dzięki nowemu, spontanicznemu, eklektycznemu rytuałowi – Kręgowi, w którym przeplatały się rytmy, tańce i pieśni, pochodzących z całego obszaru Afryki Zachodniej (dokładnie tak, jak na Haiti czy na Kubie). Za kluczową Floyd uważa obecność w Kręgu trzech czynników – Tańca, Bębna i Pieśni, to one bowiem pozwoliły ewoluować rytualnym formom w sekularne gatunki muzyczne. Jak pisze: Z kręgu wyłoniły się zmienne, nierówne, charakterystycznie akcentowane, asymetryczne, synkopowane, powtarzalne, intensywne, niesłabnące rytmy krzyku i radości, ragtime oraz R&B; mniej dynamiczne, ale równie uporczywe i charakterystyczne, rytmy "pieśni rozpaczy" i blues; a wszystkie inne gatunki muzyczne wywodzą się właśnie z tych oraz innych wczesnych form.



Muzykę afro-amerykańską z tradycyjną, afrykańską muzyką rytualną łączy więc wiele na poziomie struktur muzycznych, co jednak najważniejsze Floyd stwierdza kategorycznie, że kontynuuje ona przede wszystkim tysiące lat mitycznych wierzeń i wyobrażeń będąc tym samym katalizatorem ekstatycznych grupowych zachowań, właściwych rytuałom plemiennym.

Przykładów autor przytacza wiele, najlepiej jednak wychodzi mu to na przykładzie jazzu. Śledząc przenoszenie się bluesowej pentatoniki z delty Mississipi do Nowego Jorku widzi tam pierwszy, masowy wybuch "magicznej" praktyki zwanej Signifyin(g) [dosł. robienie czegoś znaczącego] – szeroki wpływ wysublimowanego oszustwa, ulubionego narzędzia działania potężnego trickestera, znanego u Jorubów jako Eshu, w brazylijskim Candomble jako Exu, w kubańskiej Santerii jako Eleggua, w haitańskim Vodoun jako Legba, a w kulturze afro-amerykańskiej jako The Signifying Monkey.



Ta dwulicowa istota jest także żywym wcieleniem archetypu Głupca w Tarocie, a także pierwszym który zostaje wezwany podczas jakiegokolwiek rytuału, Eshu jest bowiem tym, który utrzymuje równowagę pomiędzy światami i pomiędzy zmiennymi ludzkimi namiętnościami. Jako jedyny jednocześnie niszczy porządek przywracając świat do pierwotnego chaosu oraz stwarza porozumienie pomiędzy rzeczami, których na pierwszy rzut oka pogodzić się nie da. Jest wiecznie zawieszony na granicy, dlatego też u Jorubów jego symbolem jest dwukolorowa, czarno-czerwona czapka, te same kolory przyjmuje w Candomble, a w Santerii dodatkowo używa się jako trzeciego koloru białego.

Jako, że praktyka Signifyin(g) jest jego bronią główną, przy korzystaniu z niej staje się zawsze składanym mu – mniej lub bardziej świadomie – hołdem. Polega zaś ona na praktyce oratorskiej, która wg autora samej koncepcji, Henry’ego Louisa Gatesa, cytowanego w książce przez Floyda, jest: figuratywnym, sugestywnym przemówieniem, w którym czynnie używa się motywów tj. przyklejanie komuś łatki, głośne mówienie, składanie zeznań, wzywanie (czyjegoś imienia), onomatopeje, rapowanie, zajeżdżanie ludzi. Praktyka ta jest strukturą na tyle silną w "czarnej tradycji", że można ją nawet odnaleźć w ulicznym stylu, zwanym toasting, który na Jamajce jest także wykorzystywany przez deejaya na imprezach dancehallowych. Poprzez nią tka się od wieków mówiona tradycja, w której nic nie zanika, gdyż wszystko odnosi się samo do siebie, jak i do niedostępnej na pozór rzeczywistości, w której moc sama ustala swoje reguły.



To właśnie Signifyin(g) stało się wg Floyda siłą, która utorowała drogę do wielkiej popularności jazzowi. Wśród największych mistrzów tej praktyki znaleźli się w jego książce: Cab Calloway, Fletcher Henderson, Duke Ellington, John Coltrane, Thelonious Monk i Miles Davis – niepokorne duchy swoich czasów, idealni spadkobiercy ścieżki Eshu. Jak pisze on o jednym z najznakomitszych albumów Coltrane’a, a właściwie jednym, 38 minutowym utworze Ascension: Cykliczna forma tego utworu symbolizuje krąg – źródło motywów, których używa się do tworzenia muzyki. Ascension symbolizuje transcendencję, skierowany w górę impuls, sam w sobie oznaczony jako duchowość kręgu.



Jazz Coltrane’a i Davisa był pierwotnym, duchowym gniewem, który wzbudzał szacunek i miał moc przełamywania barier doświadczenia. Jak wspomina Coltrane’a sam Miles Davis: Muzyka Trane’a i to, co grał przez ostatnie dwa czy trzy lata swojego życia, reprezentowała dla wielu czarnych ogień i pasję, gniew i rebelię oraz miłość, którą odczuwali przede wszystkim młodzi czarni intelektualiści i rewolucjoniści tamtych czasów. Poprzez swoją muzykę wyrażał, to co próbowali za pomocą słów przekazać H. Rap Brown, Stokely Carmichael czy Czarne Pantery lub Huey Newton, to co za pomocą poezji próbowali przekazać The Last Poets i Amiri Baraka.

Cab Calloway and His Band - Reefer Man:



Miles Davis & John Coltrane - So What:



Festa de Ogun (Candomble):



: , , , , ,

No comments: