... where cult & sleaze meet... digging classic genre flicks, exploitation revival, auteur cinema & rare documentaries... you like it, we like it!
Tuesday, 19 June 2007
Rewolucja nie będzie transmitowana, ale może być...
...rzucona w sieć :)
Rap, reggae, afrobeat, punk rock, HC, trash metal, a nawet poezja. Co je łączy? Oczywiście wszystkie te gatunki potrafią mieć rewolucyjne zajawki! W erze hipermarketingu i wirtualizacji doświadczenia ich przekaz coraz częściej wydaje się być jedynym pomostem łączącym nas z krytycznym zmysłem myśliwego, naszym brutalnym dziedzictwem, które zawsze stoi na granicy chaosu i porządku.
Z tym oto wnioskiem pokazuję wam, jak muzyka może interpretować rewolucję i jak ona sama może być reinterpretowana poprzez medium wideo, które oddaje pełen zakres "rewolucyjnych wibracji" wytwarzając wszechmocny efekt bezpośredniego uczestnictwa. Poniżej moi faworyci, którzy mówią poprzez media, że rewolucja niejedno ma imię, a każdy sukces ma wielu ojców. Przy okazji wyrażam też wielki żal, że wiele z rewolucyjnych kawałków nie doczekało się nigdy dobrego klipu, być może więc środowisko medialne jest więc nowym wzorem, z którego wyłaniają się memy alfa ;P
Gil Scott Heron - The Revolution Will Not Be Televised
Keny Arkana - La Rage
Warzone - The Sound of Revolution
Immortal Technique feat. Mos Def & Eminem - Tell The Truth
Conflict - Carlo Giuliani
Paris - Guerilla Funk
Public Enemy - Fight The Power
Boukman Eksperyans - Jou Nou Revolte
ASAP: the Afrobeat Sudan Aid Project
E-Dee feat. Irie Love - Revolution
Sepultura - Refuse/Resist
Bob Marley - Revolution
Atari Teenage Riot - Revolution Action
Todos Los Muertos - Dignidad
Berri Txarrak & Tim Mclirath - Denak ez du balio
M.I.A. - Bucky Done Gun
Agnostic Front - Riot Riot Upstart
Wednesday, 13 June 2007
Geniusze są wśród nas
O próbie nowelizacji przez LPR "ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii" wiedzą już chyba wszyscy zainteresowani tematem >>> tu możesz podpisać petycję sprzeciwu wobec absurdalnej polityki antynarkotykowej aktualnego rządu, a tu możesz zobaczyć sobie sondę TVN24, która dobrze pokazuje, jak kształtuje się opinia internautów na temat tej ustawy.
Wszyscy wiemy, że działania obecnego rządu polskiego, zmierzają od samego początku w stronę zdobywania coraz większej kontroli nad życiem obywateli, próbują krzewić strach, ignorancję i całkowicie nie liczą się z fundamentami społeczeństwa obywatelskiego, które powinno być podstawą demokracji, a w efekcie pogrążają ten kraj w kryzysie. Nie może być jednak inaczej jeśli pod płaszczykiem demokracji zwalcza się jej podstawowe struktury, którymi nie jest rząd, nie jest sejm i nie jest państwo, ale przede wszystkim wszechobecna świadomość możliwości wpływania na swój los przez obywateli. Nie zdążyliśmy tego wykształcić i teraz cierpimy na powrót bezwzględnego, konserwatywnego totalitaryzmu, którego aparat posunie się do najgorszych środków jedynie w celu zwiększenia sfery swoich wpływów i zdławienia każdej próby rozszerzenia zakresu wolności osobistej i gospodarczej.
To najgorszy rząd po 1989, a efekty tego są coraz bardziej odczuwalne, szczególnie w działaniach LPR, które na skutek swoich "patriotycznych" zapędów spadło już poniżej progu wyborczego (2% poparcia) lecz jeszcze próbuje zajadle walczyć, jak zwierzę zagonione w róg klatki. To zresztą symptomatyczne dla ludzi, którzy traktują politykę, jak rozszerzenie swojego fizycznego terytorium działając, jak powiedziałby Timothy Leary z II poziomu nerurologicznego i grzęznąc na każdym kroku we własnych paranojach.
Władza jednak zawsze dbała tylko i wyłącznie o swoje doraźne interesy, ponieważ do tego została stworzona, co nie pozostawia nam żadnych wątpliwości na temat przyszłości, która nas czeka. Co jednak mnie najbardziej boli, to wszechobecny debilizm, który wylewa się nawet z oficjalnych wypowiedz jeszcze bardziej ośmieszając oficjeli przed społeczeństwem... jeśli mogą się oni w ogóle ośmieszyć jeszcze bardziej.
Poniżej bardzo interesujący przykład:
: Lech Kaczyński, marihuana, polityka, geniusz, konopie, idiotyzm
Tuesday, 5 June 2007
The Signifying Monkey i potęga czarnej muzyki
Nic mnie tak nie wciąga, jak wirtuozerska próba odkrywania "struktur długiego trwania" w kulturze i nieważne zupełnie, jaka to kultura. Jednak szczególne wrażenie robią na mnie takie próby jeśli dotykają tematów bliskich moim fascynacjom. Moja ostatnia lektura trafiła tutaj w moje miękkie podbrzusze.
Przypuszczenie frontalnego ataku na historię czarnej muzyki w Stanach Zjednoczonych, bo tak można pokrótce scharakteryzować książkę Samuela A. Floyda, The Power Of Black Music, jest serią dobrze wymierzonych salw, które osiągają upragniony cel, nie tylko powalając mnie, ale przede wszystkim odkrywając memetyczną sieć, w której afrykańskie duchy zmagają się wyzwaniami nowych czasów.
Jako, że książka ta (jak i wiele innych obowiązkowych pozycji dla antropologa, interesującego się afro-amerykańską tradycją oraz muzycznego frika) nigdy nie ukazała się w Polsce, czuję obowiązek dokonania streszczenia, napisania małej egzegezy i wprowadzenia przy okazji do polskiego dyskursu kilku nieznanych kompletnie w naszym kraju koncepcji.
Jest to wg mnie tym bardziej warte świeczki, że Floyd dokonuje w swojej książce czynu niezwykłego łącząc w wyśmienity sposób narzędzia antropologii kulturowej i muzykologii w celu reinterpretacji black heritage w muzyce. Na świetnie zarysowane tło historyczne, socjologiczne i antropologiczne autor nakłada bardzo szczegółową analizę muzykologiczną nie pomijając przy tym wydobywania własnej samoświadomości i krytycznego odsłaniania "wygnanych przez białych treści" pod hasłem: Reclaim the Black Power!
Autor już na samym początku przyznaje się do tego, że jest z tych "czarnych", którzy swoje dziedzictwo wynieśli z żywego doświadczenia ustnego przekazu, czym odwołuje się wprost do archaicznych, afrykańskich praktyk plemiennych, w których jeden głos tworzy zawołanie, na które każdy może odpowiedzieć. Do tego motywu, znanego jako Call and Response, będzie zresztą wracał przez całą książkę, gdyż jest to dla niego centralny motyw spajający muzykę afro-amerykańską, łączący ją z pierwszym, mitycznym źródłem mocy.
Pisze on: Jestem prawdopodobnie członkiem ostatniego pokolenia Afro-Amerykanów, którego rodzice i dziadkowie byli w intymny sposób związani z Br’er Rabbitem, Legbą, Signifying Monkey, Stackolee, Johnem Zdobywcą oraz innymi postaciami i praktykami czarnej kultury. Dalej mamy doskonały rozdział, w którym autor szczegółowo odsłania korzenie afrykańskich praktyk rytualnych, wierzeń i zabawy podkreślając, że jego przodkowie wierzyli przede wszystkim w to, że: rytualny taniec może wzmagać i generować ache – siłę życiową jednostki.
Dalej autor ujawnia, że to przekonanie nigdy nie zaginęło, ale zostało utrwalone przez niewolników dzięki nowemu, spontanicznemu, eklektycznemu rytuałowi – Kręgowi, w którym przeplatały się rytmy, tańce i pieśni, pochodzących z całego obszaru Afryki Zachodniej (dokładnie tak, jak na Haiti czy na Kubie). Za kluczową Floyd uważa obecność w Kręgu trzech czynników – Tańca, Bębna i Pieśni, to one bowiem pozwoliły ewoluować rytualnym formom w sekularne gatunki muzyczne. Jak pisze: Z kręgu wyłoniły się zmienne, nierówne, charakterystycznie akcentowane, asymetryczne, synkopowane, powtarzalne, intensywne, niesłabnące rytmy krzyku i radości, ragtime oraz R&B; mniej dynamiczne, ale równie uporczywe i charakterystyczne, rytmy "pieśni rozpaczy" i blues; a wszystkie inne gatunki muzyczne wywodzą się właśnie z tych oraz innych wczesnych form.
Muzykę afro-amerykańską z tradycyjną, afrykańską muzyką rytualną łączy więc wiele na poziomie struktur muzycznych, co jednak najważniejsze Floyd stwierdza kategorycznie, że kontynuuje ona przede wszystkim tysiące lat mitycznych wierzeń i wyobrażeń będąc tym samym katalizatorem ekstatycznych grupowych zachowań, właściwych rytuałom plemiennym.
Przykładów autor przytacza wiele, najlepiej jednak wychodzi mu to na przykładzie jazzu. Śledząc przenoszenie się bluesowej pentatoniki z delty Mississipi do Nowego Jorku widzi tam pierwszy, masowy wybuch "magicznej" praktyki zwanej Signifyin(g) [dosł. robienie czegoś znaczącego] – szeroki wpływ wysublimowanego oszustwa, ulubionego narzędzia działania potężnego trickestera, znanego u Jorubów jako Eshu, w brazylijskim Candomble jako Exu, w kubańskiej Santerii jako Eleggua, w haitańskim Vodoun jako Legba, a w kulturze afro-amerykańskiej jako The Signifying Monkey.
Ta dwulicowa istota jest także żywym wcieleniem archetypu Głupca w Tarocie, a także pierwszym który zostaje wezwany podczas jakiegokolwiek rytuału, Eshu jest bowiem tym, który utrzymuje równowagę pomiędzy światami i pomiędzy zmiennymi ludzkimi namiętnościami. Jako jedyny jednocześnie niszczy porządek przywracając świat do pierwotnego chaosu oraz stwarza porozumienie pomiędzy rzeczami, których na pierwszy rzut oka pogodzić się nie da. Jest wiecznie zawieszony na granicy, dlatego też u Jorubów jego symbolem jest dwukolorowa, czarno-czerwona czapka, te same kolory przyjmuje w Candomble, a w Santerii dodatkowo używa się jako trzeciego koloru białego.
Jako, że praktyka Signifyin(g) jest jego bronią główną, przy korzystaniu z niej staje się zawsze składanym mu – mniej lub bardziej świadomie – hołdem. Polega zaś ona na praktyce oratorskiej, która wg autora samej koncepcji, Henry’ego Louisa Gatesa, cytowanego w książce przez Floyda, jest: figuratywnym, sugestywnym przemówieniem, w którym czynnie używa się motywów tj. przyklejanie komuś łatki, głośne mówienie, składanie zeznań, wzywanie (czyjegoś imienia), onomatopeje, rapowanie, zajeżdżanie ludzi. Praktyka ta jest strukturą na tyle silną w "czarnej tradycji", że można ją nawet odnaleźć w ulicznym stylu, zwanym toasting, który na Jamajce jest także wykorzystywany przez deejaya na imprezach dancehallowych. Poprzez nią tka się od wieków mówiona tradycja, w której nic nie zanika, gdyż wszystko odnosi się samo do siebie, jak i do niedostępnej na pozór rzeczywistości, w której moc sama ustala swoje reguły.
To właśnie Signifyin(g) stało się wg Floyda siłą, która utorowała drogę do wielkiej popularności jazzowi. Wśród największych mistrzów tej praktyki znaleźli się w jego książce: Cab Calloway, Fletcher Henderson, Duke Ellington, John Coltrane, Thelonious Monk i Miles Davis – niepokorne duchy swoich czasów, idealni spadkobiercy ścieżki Eshu. Jak pisze on o jednym z najznakomitszych albumów Coltrane’a, a właściwie jednym, 38 minutowym utworze Ascension: Cykliczna forma tego utworu symbolizuje krąg – źródło motywów, których używa się do tworzenia muzyki. Ascension symbolizuje transcendencję, skierowany w górę impuls, sam w sobie oznaczony jako duchowość kręgu.
Jazz Coltrane’a i Davisa był pierwotnym, duchowym gniewem, który wzbudzał szacunek i miał moc przełamywania barier doświadczenia. Jak wspomina Coltrane’a sam Miles Davis: Muzyka Trane’a i to, co grał przez ostatnie dwa czy trzy lata swojego życia, reprezentowała dla wielu czarnych ogień i pasję, gniew i rebelię oraz miłość, którą odczuwali przede wszystkim młodzi czarni intelektualiści i rewolucjoniści tamtych czasów. Poprzez swoją muzykę wyrażał, to co próbowali za pomocą słów przekazać H. Rap Brown, Stokely Carmichael czy Czarne Pantery lub Huey Newton, to co za pomocą poezji próbowali przekazać The Last Poets i Amiri Baraka.
Cab Calloway and His Band - Reefer Man:
Miles Davis & John Coltrane - So What:
Festa de Ogun (Candomble):
: The Power Of Black Music, czarna muzyka, Eshu, Santeria, jazz, blues
Monday, 4 June 2007
Szczyt G8 Rostock 2007 rozpoczął się!
Z hukiem petard i w oparach gazu łzawiącego wystartował Szczyt G8 w niemieckiej miejscowości Heiligendamm, a dokładnie Antyszczyt, który wg trwającej już 8 lat tradycji jest zawsze organizowany przez alterglobalistów nabliżej miejsca, w którym zbierają się przedstawiciele najbogatszych państw świata.
Jak podaje Wikipedia, G8: to jedyna w swoim rodzaju instytucja kontrolowana przez osiem osób. Kraje wchodzące w skład grupy G8 stanowią zaledwie 14% ludności świata, ale dysponują jednocześnie 65% bogactwa świata. Mając pieniądze, kraje te mogą wywierać znaczący wpływ na gospodarkę i politykę światową. Grupa G8 wyznacza kierunek polityki takich instytucji globalnych, jak Bank Światowy, Międzynarodowy Fundusz Walutowy (IMF) i Światowa Organizacja Handlu (WTO).
Dużo pieniędzy z pewnością poszło jednak na zabezpieczenie komfortu obradujących w Heiligendamm oficjeli. W wywiadzie, jaki niemiecki pismo Der Spiegel przeprowadziło z kanclerz Angelą Merkel, pada ważne pytanie: - Pani kanclerz, podczas szczytu G-8 w Heiligendamm, potężni będą rozmawiać za barierami z drutu kolczastego i wysokim płotem, podczas gdy na zewnątrz spokoju będzie pilnować 16 tys. funkcjonariuszy policji. Koszty wyniosą ponad 1 mln EUR (134 mln USD). Czy jest jakikolwiek rozsądny powód, aby tak windować koszty w celu uzyskania mglistych korzyści?
Pytanie to jednak źle oszacowało koszty, jak się bowiem szybko okazało, protesty, demonstracje, dymy i cała zabawa wokół szczytu kosztować będzie znacznie więcej... nie tylko pieniędzy, ale i nerwów okolicznych mieszkańców, zdrowia uczestników protestów oraz ludzkiego życia na całym świecie. Jak mówił bowiem onegdaj Ken Kesey: Działamy tu na wielu poziomach.
Poniżej kilka materiałów wideo, w czasach hieroglificznej nauki mówią one przecież znacznie więcej niż jakiekolwiek słowa.
Reklamówka społeczna:
Hamburg:
Rostock I:
Rostock II:
Rostock III:
: Rostock, Szczyt G8, alterglobaliści
Subscribe to:
Posts (Atom)