Tuesday 29 December 2009

Gdzie wędrują bawoły?


"Where the Buffalo Roam" to quasi biograficzny film, oparty, jak mówi sama czołówka, na "legendzie Huntera S. Thompsona". Nakręcony w 1980 przez mało znanego, amerykańskiego reżysera Arta Linsona i będący jego debiutem, może być postrzegany jako próba parodii czy nawet pastiszu książek doktora gonzo. Serwowany jako komedia, film ten ogląda się lekko i przyjemnie, gdy jednak silić się będziemy na coś więcej, interpretacja może rozbić się o ścianę. Nie znajdziemy tu ani śladu genialnego komentarza społecznego naszej ulubionej produkcji, nakręconego 18 lat później filmu "Fear and Loathing In Las Vegas", który może być uznawany za ekranizację z krwi i kości. Mimo tego, film ten powinien podobać się fanom pisarza, gdyż zawiera w sobie potężny ładunek humorystyczny.





Sam Hunter S. Thompson wypowiedział się krytycznie na temat "Where the Buffalo Roam" po jego premierze nazywając go kreskówką. Początkowo pisarz był traktowany jako konsultant wykonawczy czyli aktywny współpracownik. To z perspektywy czasu może zbyt dużo powiedziane, gdyż Thompson ograniczył się w zasadzie do sprzedania praw autorskich do swojego nekrologu pt. "The Banshee Screams for Buffalo Meat" za $100 tys. producentowi filmu, Thomowi Mountowi nie sądząc nawet, że dojdzie do zdjęć próbnych.

Na jego nieszczęście, film zaczęto realizować, a sam Thompson w dramatycznym akcie umycia rąk podpisał umowę, w której zrzekł się wszelkiego wpływu na jego treść. Mimo wszystko dał jednak pewne wskazówki Billowi Murrayowi, który został zaangażowany do odegrania jego roli na fali wzrastającej popularności programu "Saturday Night Live" i przebywał długo w jego towarzystwie, żeby zrozumieć osobowość Thompsona, który w akcie wkurwienia wrzucił go w końcu przywiązanego do krzesła, do swojego basenu.

Akcja zaczyna się na farmie pisarza, który musi właśnie wypełnić dedlajn, jednak nie może się skupić, więc pomaga sobie szklanką Wild Turkey i szczuciem psa na manekin Richarda Nixona paląc cały czas papierosa przez słynną fifkę. Mojo Wire domaga się maszynopisu, więc Thompson wrzuca do niego na chybił trafił kawałek gazety mówiąc: "Pożuj trochę te bzdury". Mojo Wire domaga się jednak więcej i Thompson zmuszony jest zniszczyć maszynę kilkoma strzałami ze swojego imponującego pistoletu Smith&Wesson wykonując przy tym kilka zręcznych uników. Potem film metodą introspekcji przenosi nas w późne lata ’60, gdzie jesteśmy świadkami tego, jak pisarz szaleje uwięziony w szpitalu, podłączony do kroplówki z Wild Turkey i kręci klimat z na pół rozebraną pielęgniarkę. Z niewoli ratuje go jego prawnik Carl Laslo, który kasuje jeszcze podczas odpalania samochodu figurę Jezusa na dziedzińcu szpitalu.





Wkrótce potem spotykamy Huntera w San Francisco, gdzie ma on ukończyć artykuł, dla którego dedlajn właśnie minął i jest w związku z tym ścigany przez swojego redaktora naczelnego. Zamiast tego towarzyszy swojemu prawnikowi w procesie przeciwko grupie młodzieży, która oskarżona zostaje o posiadanie marihuany. Laslo wywołuje skandal w sądzie i skazany na więzienie, a proces zostaje przegrany. Thompson przez cały czas siedzi w pierwszym rzędzie z dużą Margaritą w prawej ręce głośno komentując.

Bohaterowie spotykają się ponownie podczas Super Bowl VI, który odbywa się w 1971 w Los Angeles. Thompsona ma za zadanie opisać dokładnie całe wydarzenie, lecz zamiast tego loguje się w swoim pokoju hotelowym i zamienia go w wielką, psychodeliczno-pijacką imprezę grając w football z obsługą hotelową. Znudzonego dopada go Laslo proponując wypad za miasto (wcześniej klucze do pokoju lądują w kieszeni dwóch czarnych, ulicznych hustlerów), gdzie biorą hipisa-autostopowicza, który wystraszony każe szybko się wysadzić (to oczywiście echo "Fear and Loathing In Las Vegas"). Wypad kończy się w nowej siedzibie Laslo, centrali świeżej organizacji terrorystycznej, złożonej z młodzieży, zawiedzionej pokojową retoryką Nowej Lewicy (stylizowanej na oddział Weathermen). Laslo handluje teraz bronią i próbuje organizować rewolucję w Meksyku. Hunter ucieka, gdy cały oddział podczas próby przemytu broni nakrywa helikopter FBI.

Mamy następny skok w czasie, tym razem Thompson relacjonuje kampanię prezydencką 1972 przenosząc się z miasta do miasta słynnym samolotem ZOO (echo "Fear and Loathing on the Campaign Trail ‘72"). Na pokładzie kręci się ciągła impreza, a Thompson próbując dostać się do Richarda Nixona uwala jednego z main streamowych reporterów seconalem i podając się za niego przeprowadza krótki wywiad w toalecie. Gdy po fakcie dostaje się na pokład samolotu dla VIPów, tam odnajduje go Laslo proponując współpracę przy tworzeniu rewolucyjnej republiki ze swojej wizji. Krótko potem film się kończy…

Za atut filmu można uznać znakomitą ścieżkę dźwiękową z takimi kawałkami, jak: "All Along the Watchtower" Jimiego Hendrixa, "Highway 61 Revisited" Boba Dylana czy "Papa Was a Rollin' Stone" The Temptations. Za słabość uznałbym nieco slap stickowy scenariusz i brak głębszego przesłania. Jako bezpretensjonalna rozrywka film sprawdza się jednak doskonale.


3 comments:

Anonymous said...

Po polsku :
http://www.basen.art.pl/index.php?action=PageView&id=3008&ref=Repertory&lang=pl

widziałeś może?

Unknown said...

Widziałem njusa, a spektaklu pewnie nie zobaczę, chyba ze wystawia ta sztukę w Londynie :)

LaMir said...

http://www.youtube.com/watch?v=lnbl94GZ6TM