Pan Hunter S. Thompson zdecydowanie wraca do łask, choć dla jego wielbicieli po prostu zawsze był aktualny. Zaczynając swoją karierę od gnicia w podrzednych gazetach i bujania sie po Ameryce Poludniowej, gdzie napisał swoją pierwsza książkę, "The Rum Diary" (wydana znacznie później od swojego debiutu), dr dziennikarstwa gonzo wraz z każdym kolejnym krokiem udowadniał swoją wielkość.
Czy chcemy czy nie, cała gałąź dziennikarstwa lajfstajlowego, a także amerykańska szkoła głębokiego reportażu czerpie dzisiaj z niego calymi garściami mocno eksploatujac rozjezdzone już koleiny.
W ciągu ostatnich 50 lat Hunter S. Thompson stał sie bowiem prawdziwa legenda poprzez zakwestionowanie "obiektywności prasy", obnazenie mechanizmów rządzących medialna narracja oraz radykalnej reformie metody pracy dziennikarskiej, która bezlitośnie wyszydzila rolę dziennikarza jako wiernego kronikarza wydarzeń.
Jak powiedział kiedyś donosnie: "Obiektywne dziennikarstwo jest jednym z głównych powodów, dla których amerykańska polityka pozostawala skorumpowana tak długo."
To zdanie - manifest "Nowego Dziennikarstwa", można z duzym powodzeniem odnieść takze do dziennikarstwa polskiego, które w większej mierze opiera sie na zahartowanym w czasach komunizmu pisarstwie propagandowym niż jakiekolwiek inne dziennikarstwo w Europie, niemal gwalcac zdrowy rozsądek. Do tego jeszcze swiatelka w tunelu nie widac, gdyz coraz częściej zdarza mi sie czytac artykuły i wiadomości prasowe, w których trzy następujące po sobie zdania wykluczają sie wzajemnie!
Czytajcie wiec Thompsona, by zaznac troche ulgi. Nie znajdziecie nikogo innego w tak piękny sposób rozprawiajacego sie z medialnymi hologramami.
Niestety, książka która chce wam tym razem polecić, nie została przetłumaczona na polski, a szkoda gdyż to od niej zaczęło sie cale gonzo. "Hell's Angels" to reporterski zapisu jazdy z niesławnym klubem motocyklowym, który sial medialny postrach w latach '60. Niezrazony złą sława Thompson wskoczyl w 1965 na motocykl i postanowił przyblizyc nieco zycie nomadow pod wodzą Sonny'ego Bargera. Skończył niestety pod butami aniołów, ale nigdy do końca nie zerwał kontaktów z klubem.
Jego pionierska, jak na tamte lata praca, otworzyła mu zas pisarska drogę stając sie także kamieniem milowym głębokiego reportażu.
Jak pisze sam: "Spotkalem pól tuzina Hell's Angels pewnego pięknego popołudnia w barze podrzędnego hotelu DePau, który znajdował się w południowej, fabrycznej czesci nadbrzeza San Francisco, graniczacej z gettem Hunter's Point. Moim kontaktem był Frenchy (...)"
Gdy wchodzimy w glab, ponad 250 stron powieści Thompsona zalewa nagle nasza świadomość niczym strumień barwnej rzeki. Dr Gonzo zdecydował sie bowiem przenieść w swoim dziele szystkie jasne i ciemne strony życia Hell's Angels.
To jednak nie sam zapis bujania sie z Hell's Angels stanowi o wartości tej książki, a jej drugie dno - zabawny dialog z relacjami medialnymi na temat ekscesów klubu, który zostaje osmieszony przez naoczna relację samego Thompsona oraz głosy samych uczestników wydarzeń. "Hell's Angels" jest bowiem przede wszystkim atakiem na powierzchownosc obserwacji dziennikarskiej!
Mamy tu wiele smaczkow, ale jednym z najslodszych jest akapit z rozdzialu "The Dope Cabala and a Wall of Fire". Thompson przypuszcza tam frontalny atak na dziennikarska skrupulatność przytaczajac osiem prasowych wersji liczby aresztowań po wyścigu motocyklowym w Laconii, podczas którego doszło do zamieszek, o spowodowanie których oskarzono Hell's Angels (oskarżanych w owym czasie o wszystko).
Pisze on tamże: "Oto lista, która sporządziłem tydzień po zamieszkach: New York Times 'około 50', Associated Press 'przynajmniej 75', San Francisco Examiner 'przynajmniej 100, w tym 5 Hell's Angels', New York Herald Tribune 29, Life 34, National Observer 34, New York Daily News 'ponad 100', New York Post 'przynajmniej 40'(...)"
Dalej czytamy: "Nie byłem zaskoczony tym, ze osiem artykułów dawało osiem różnych wersji na temat zamieszek, ponieważ żaden reporter nie może być wszędzie i każdy z nich czerpie informacje z innych źródeł. Byłoby jednak pocieszające znaleźć ogólne porozumienie na temat czegoś tak fundamentalnego, jak liczba aresztowań(...)"
Tego typu czytania prasy znajdziemy tu dużo, ale dodatkowej zabawy dostarcza nam serwowany przez Thompsona obraz budowania przez media wizerunku klubu, który ewoluuje w ciagu trzech lat (1963-66) od demonicznej, niszczycielskiej siły, przez sprzymierzeńców rewolucji seksualno- psychedelicznej, aż po obrońców tradycyjnych, amerykańskich wartości.
Pozycja warta polecenia nie tylko wielbicielom Thompsona, ale także menadzerom PR w wielkich korporacjach, zastanawiajacych sie jak pozlacac zwykle gowno.
Oczywiście mamy takze nadzieję, że ktoś zdecyduje sie wydać w koncu w Polsce ta i inne pozycje tego wielkiego pisarza, docenianego na całym świecie za wielki wkład w historię literatury.
[Poczytac dalej na temat ksiazek Huntera S. Thoompsona mozecie na lamach MGV]