... where cult & sleaze meet... digging classic genre flicks, exploitation revival, auteur cinema & rare documentaries... you like it, we like it!
Tuesday, 21 October 2008
Jezus twoim przyjacielem jest!
Wlasnie zdalem sobie sprawe, ze nadmiernie dyskryminuje na tym blogu chrzescijan, tak wiec tym razem cos dla nich i dla innych lubiacych piosenki o Jezusie.
Friday, 3 October 2008
A tak w ogóle...
... to pozwolę sobie na małą dygresję na temat tego, co obecnie porabiam zawodowo. Ostatecznie rzuciłem zawód dziennikarza po ostatniej, nieudanej próbie rewitalizacji moich ambicji w tym kierunku i otworzyłem ze znajomym mały sklepik w sercu Camden Stables, gdzie można mnie spotkać pięć dni w tygodniu przynajmniej do końca listopada. Gdyby ktoś chciał podejść i pogadać, serdecznie zapraszam.
Trzy słowa od papieża do ojca prowadzącego czyli imigranta na Polaków spojrzenie
Mój ulubiony krytyk polskich wad narodowych, Witkacy, zasłynął powiedzeniem, że Polska byłaby wspaniałym krajem, gdyby mniej w niej było Polaków. Stwierdzenie to obrazuje wbrew pozorom nie tylko niechęć wielkiego artysty do mentalności przeciętnego Polaka, ale wskazuje także na niedostatek pozytywnego myślenia o polskiej tożsamości narodowej przez najbardziej zainteresowanych.
Przez ponad dwa wieki polska tożsamość narodowa była kształtowana głównie w opozycji do otaczających zewsząd Polaków wrogów, którzy stanowili śmiertelne zagrożenie dla ich języka i kultury biorąc je w bezlitosne kleszcze. Można by zaryzykować stwierdzenie, że polska tożsamość narodowa stała się dzieki temu w dużej mierze tożsamością negatywną – wymierzoną przeciwko komuś, przed kimś wiecznie się broniącą.
Nie da się jednak ukryć, że w ten właśnie sposób udało się stworzyć zbiorową świadomość, funkcjonującą w oparciu o widmo niewidzialnego wroga. W podobny sposób udało się wspiąć w przedwojennych Niemczech na wyżyny popularności faszyzmowi. Nie byłoby to nigdy możliwe bez korzenia wszelkich struktur organizujących życie zbiorowości – tego co mój przyjaciel, Dariusz Misiuna, określił kiedyś w rozmowie jako "tyranię kolektywizmu". Ta mityczna "władza systemu" od zawsze była wspomagana przez ortodoksję religijną i dyskurs polityczny, działający w dualistycznym polu zły – dobry, czarny – biały, wróg – przyjaciel etc.
W tym polu została też zorganizowana i utwardzona polska tożsamość narodowa. Łatwo to zauważyć, szczególnie w Londynie, gdzie na każdym kroku można usłyszeć polski język. Mogę uważać przy tym za swoje szczęście, że nie przypominam wyglądem Polaka i dzięki temu mogę podsłuchiwać "swoich rodaków" na ulicy oraz w autobusie. Zdarzyło mi się ostatnio usłyszeć z ust Polaków wiązankę na temat muzułmanów, czarnuchów, którą ku mojemu zdumieniu zakończył szyderczy komentarz na temat "dziwnego, wielkiego kolczyka" w moim uchu, który mógłby sobie wsadzić kolega... ten „kolczyk” był w zasadzie stożkiem do rozpychania ucha. Miał wprawdzie 10 mm, ale nie było w nim nic dziwnego. Prawie mnie zatkało, ale nie dałem po sobie poznać, że coś zrozumiałem. Konspiracja to podstawa.
W zasadzie nie zdziwiło mnie to zupełnie, gdyż zyjąc 27 lat w Polsce zdążyłem zrozumieć, że Polacy mają jeden podstawowoy problem – nie potrafią akceptować inności. Wychowani w świadomości słuszności swojej religii, stylu życia, myślenia, postępowania, a nawet ubierania (jakkolwiek idiotycznie by to nie brzmiało), pielęgnują to, co Nietzsche nazywał "moralnością niewolnika" - kult szarości i przeciętności. Widząc jednostkę odstającą od tłumu, jak wściekłe szerszenie, Polacy organizują się, by ją zniszczyć. Indywidualizm jest największym zagrożeniem dla „tyranii kolektywizmu”.
Przez tą cechę większość Polaków ma jednak wielki problem z odnalezieniem się w realiach społeczeństwa post narodowego, w wirze multikulturowej metropolii tj. Londyn. Powierzchowna, ukształtowana za europejskim murem świadomość wyjątkowości, pada jak domek z kart. Pan Rysiu z Białegostoku, który dostaje ataku serca, gdy ktoś zagada do niego po angielsku, jest tego najlepszy.m przykładem. Przez fałszywą pewność siebie przebija się wstyd. Wstyd braku edukacji, braku wychowania, stylu obcowania z innym i wstyd bycia bycia gorszym – pachołkiem z Europy Wschodniej. Syndrom mięsa armatniego, wyzierający prawie z każdej pary oczu, to Polaków w UK znak rozpoznawczy.
Egzystencjalny smutek polskiej imigracji w UK nie bierze się jednak znikąd – to efekt nieprzygotowania edukacyjnego do realiów post kolonialnej Europy. Gdyby eksperyment z Madagaskarem zakończył się sukcesem, może wtedy Polacy "zasmakowaliby imperializmu" i stali się bardziej świadomi innych kultur i ich zwyczajów, a także pozwoliliby sobie na więcej luzu. Polak, jak kołek wyjęty z płotu ma bowiem także problem z wyluzowaniem się, ze zrzuceniem z siebie grobowej maski, w którą ubrał go kościół, szkoła i społeczeństwo.
Ten stan rzeczy odbija się nie tylko na relacjach z innymi ludźmi, ale także na stylu, który prezentują Polacy w UK. To przelewająca się szaro-burość. Przeciętny Polak w Londynie to wyrwany ze wsi spod Lublina wieśniak, który nie potrafi w żaden sposób zaakcentować swojej ciekawości świata i kolorów osobowości. Nic jednak dziwnego, cech on tych po prostu zwykle nie posiada nakłądając sobie na siłę maskę męczennika, wisielca (tarotowe inklinacje, jak najbardziej wskazane do analizy).
Wykształca się w ten sposób stereotyp Polaka, który ryje 18 godzin na dobę, nie dba o siebie i chodzi po ulicy z mieszanką smutku, wściekłości i niepewności na twarzy. W Londynie Polak to zbir ze Wschodu, Tatar współczesnej Europy. Co pomogłoby to zmienić? Bardzo niewiele, trochę szacunku dla siebie samego, więcej spokoju, wyrozumiałości dla innych realiów, a ponad wszystko chęć tworzenia pozytywnego wizerunku siebie samego, czego wszystkim Polakom w Polsce i za granicą serdecznie życzę!
Subscribe to:
Posts (Atom)