Tuesday 9 September 2008

Głos z drugiej strony lustra



Właśnie mija mój jedenasty miesiąc pobytu w Londynie - czas przeplatany szukaniem nowej formuły dla własnej osobowości, stresem związanym z życiowymi zawirowaniami, spotykaniem nowych person, odkrywaniem tajników Tarota i dalszymi kontaktami z loa. Nie byłby to jednak nigdy czas tak twórczy, gdyby nie fakt że kontemplowałem w tym czasie, a także przekazywałem do swojej podświadomości wiele z myśli i emocji, kłębiących mi się w organizmie, które teraz czas wydobyć na powierzchnię.

Ostatni miesiąc był dla mnie prawdziwym szaleństwem, spotkałem kobietę, z którą już po trzech dniach mogłem natychmiast zdecydować się na wspólne życie - dzielenie miejsca, czasu, ciała i serca. Novella tryska swoim włoskim temperamentem na wszystkie strony sprawiając, że czuję się tak, jak nigdy wcześniej - spełniony i szczęśliwy, bez paranoicznych dodatków.

Dzielimy wiele wspólnych pasji jednocześnie nie będąc dzieleni przez nic. Jej czuła osobowość z ostrym temperamentem są dla mnie prawdziwym wybawieniem od tego, co 27 lat miałem na talerzu w rodzimym kraju. Wreszcie nie muszę się użerać z kobiecymi chorobami mentalnymi, karmionymi czule przez wiele Polek - charakterystycznymi zresztą dla przedstawicielek tego narodu.

Nie jestem straszony widmem dzikiej zazdrości, syndromem braku orgazmu, judeochrześcijańskiem poczuciem winy, chorobliwą nieśmiałością, postawą "bo mi się należy", kobiecymi przywilejami, pierdolonymi konwenansami, a także nie muszę dzielić swojego życia na dwie połowy: na żywot grzecznego, posłusznego mężulka i niegrzecznego, wiecznie najebanego kolesia, który upija się z ziomkami i łazi na dziwki. Panie i panowie, z tą kobietą nie muszę składać swojego życia na ołtarzu społecznej schizofrenii, czego każdemu zresztą życzę.

Przy okazji realizuję swój plan, który powstał w mojej głowie jeszcze przed wyjazdem do Londynu, ale tylko tutaj mogłem doprowadzić do jego realizacji. Odrzucam znoszoną szatę psiej przynależności do kolektywistycznego koryta. Nie mogę już dłużej pielęgnować słodkiej lecz naiwnej, XIX wiecznej ideologii przynależności narodowej. Jest ona niemożliwa w wieku internacjonalistycznego miksera, który pożera wszystkie liście z drzewa, by wyprodukować całkowicie nową perspektywę.

Odrzucamy rytuały starych czasów, gdyż są one czarne. Nie nadają się one już dłużej ani jako definicje formatywne, ani jako techniki tańca w tłumie. Przyznajmy wreszcie, iż wszyscy jesteśmy kosmitami, a latające spodki, to nasze mobilne domy. Jako psychogeograficznym nomadom pozostaje nam rodzenie nowych idei i tuneli rzeczywistości jedynie w oparciu o prawdziwą Wolę.

Jeśli mamy jeszcze uprawiać jakikolwiek komentarz o innych i o nas samych, możemy to jedynie robić w oparciu o trans imperatyw. Siłą rzeczy musimy stać się relatywistami, którzy surfując po falach chaosu spotykają innych nam podobnych sportowców, ale nie rzutują na nich projekcji, powstałych w opraciu o naszą socjalizację, o nasze mentalne przyzwyczajenia i inne prymitywne wdruki poniżej czwartego poziomu Leary'ego.

Mądrość rodzi się na ulicy, gdzie zewnętrzne formy muszą zostać odrzucone na rzecz perspektywy płynnego chaosu. Jesteśmy tu i teraz, a resztę nich pożre Wielki Cthulhu!


16 comments:

Anonymous said...

To zwykła serotonina nie ma się czym podniecać.

Unknown said...

hmmm, interesujacy post...

jacques_de_cote said...

Zajebiste podsumowanie co do polek - 100% racji! (niestety)

I zazdroszczę tego tygla kulturowego. Sam nie wiem po kiego grzyba (a moze wlaśnie na TE grzyby tylko;D) wróciłem do Katolandu :-(
jak dalej tak pójdzie to za jakiś czas się uwidzimy w Londynie :D
Tymczasem gratulejszyns i pozdrowienia z Olsztyna

Jacek
PS> mój stary blog juz nie działa, jakby co zapraszam na nowy:
http://www.hatredandhumiliation.blogspot.com/
powinien Cię zainteresować ;P

Anonymous said...

ale bełkot. bełkot i bzdurne gadanie. sam chyba nie rozumiesz tych "mądrych" słówek którymi operujesz.

Anonymous said...

by the way, czytałam Twojego bloga ,ale teraz się zawiodłam. Polka.

Unknown said...

do anonima (kocham rozmawiac z botami): idiota przede wszystkim dazy do sprowadzenia wszystkich do swojego poziomu, sam pielegnuje jednak od dziecka "radykalny arystkokratyzm". na temat polskich kompleksow narodowych poleci niedlugo kolejny post, bo jest o czym pisac.

Anonymous said...

Dokladnie, napisz o tej polskiej chorobie :)
Olac tych narzekaczy :D Pozdrawiam

Unknown said...

si, z irlandii wroce i text wrzucam!

Ankh said...

Bardzo lubie Twojego bloga @conradino. Masz bardzo lekkie i ekspresyjne pioro, lecz najwazniejsze sa Twoje spostrzezenia i refleksje. Zycze Ci wiele szczescia z Twoja kobieta i oby tak bylo zawsze. Pozdrawiam serdecznie

Anonymous said...

no zaiste ..aglomeracja twojego słownego potencjału mnie poraziła. "radykalnym arystokratyzmem" niestety ale trąci właśnie od Ciebie. Budująca to ideologia która pozwala Ci kogoś nieznajomego nazywać idiotą. Ave.

Cegieł said...

No faktycznie, daje sie odczuc w polskich kobietkach taki smaczek animusowego konserwatyzmu, połączony z watkami martyrologicznymi. Jednak wydaje mi się, że kategorycznie i bardzo krzywdzaca to ująłes, bo znam tez takie kobietki, które nie sa takie oraz rzesze takich pan, ktore sa tego swiadome i staraja sie cos z tym zrobic co jest wg mnie godne podziwu. Przeciez dzwiganie całej niewiadomo do konca jak obfitej historii swojego ( a moze nie tylko swojego) zycia jest bardzo trudne do przeskoczenia. Na pewno ty tez masz jakies cechy ktore tobie samemu przeszkadzaja. Anonima olej bo dobrze godosz ;D

Unknown said...

oczywiscie, sa to wszystko moje subiektywne spostrzezenia na temat Polek, ale poparte wieloletnimi doswiadczeniami i w zaden sposob nie chce nimi krzywdzic kobiet, ktore od glownego frontu "matki Polki" oddzielic sie zdazyly gruba kreska...

Unknown said...

dzieki ankh za dobre slowo by the way :)

Unknown said...

do anonima 2: budujaca to ideologia, ktora pozwala anonimowo wylewac bluzgi w przestrzeni wirtualnej. ja sie wlasnych slow nie boje i biore za nie odpowiedzialnosc, ale robie to jawnie i od bardzo dlugiego czasu. nie bede tolerowac idiotycznych komentarzy, choc takze nie bede ich cenzurowac. jesli wyciagasz sztylet, licz sie z tym ze dostaniesz pala w twarz.

Anonymous said...

"Wreszcie nie muszę się użerać z kobiecymi chorobami mentalnymi" - to przewaznie kwestia poziomu wtajemniczenia znajomosci drugiej osoby jest i to nie tylko kobiet, ale facetow takze dotyczy. zobaczymy czy nie bedziesz tego odszczekiwal, kiedy nabierzecie wobec siebie oczekiwan, pretensji, poczucia odpowiedzalnosci. czego oczywiscie nie zycze ani tobie ani malzonce. pzdro.

Anonymous said...

swietny post! o swojej kobiecie moge mowic podobnie :) zal bieze jak sie czyta farmazony typu "nabierzecie wobec siebie oczekiwan, pretensji". moze wlasnie na tym polega choroba tego pieknego kraju - tu ludzie latwo nadymaja sie infantylnymi pragnieniami, latwo przychodzi im obrzygiwanie bliznich pretensjami. glownie o to, ze rzeczywistosc jakos nie dorasta do ich nieuzasadnionych, kretynskich oczekiwan. a kobiety uczynily z tego sportu element swojej tozsamosci plciowej, co jest odpychajace, aseksualne i niesympatyczne. samcom pozostaje wycieczka do Pattaya. dobra, bo esej napisze :) pozdrawiam i wracam do mojej dziewuchy. mamrot