Saturday 20 October 2007

Great Cthulhu under London



Dziwne jest życie imigranta, mieszkającego w typowym, pseudo bauhausowskim bloku dla klasy robotniczej w Londynie i szukającego pracy :) Zaczynam popadać w monologi wewnętrzne, w których analiza społecznej rzeczywistości krzyżuje się z szeptami Wielkiego Cthulhu i przebitkami z krainy popkultury... czyli staję się przeciętnym członkiem kultury, ogarniętej medialno-marketingową gorączką. Wącham te szepty i minimalnie głaszczę się po brzuchu, w który codziennie wrzucam nowe opcje diety - dzisiaj np. ugotowałem sobię moją ulubioną zupę z czerwonej soczewicy i pomidorów, doprawioną ostro chilli. Meksykaninowi podeszła, przy czym podkreślił, że nie jest to uznawane za ostre w Meksyku, czego można się było spodziewać... jak powiedział, gardła i żołądki mają od dziecka zaprawione do ostrego żarcia.

Londyn może się kojarzyć z dziwnym miksem kulturowym, enklawą multietniczności, która czasem funkcjonuje na granicy wytrzymałości poprzez generowany przez siebie chaos. Nie na darmo jednak pod ulicami, głęboko pod londyńskim metrem, siedzibę obrał sobie Wielki Cthulhu, którego sny rozpościerają się nad miastem wciągając słabych w jego grę, a silnym dając zaledwie pojęcie o jego mocy. Niektórzy sądzą, że to on stoi właśnie za wszystkimi londyńskimi agencjami PRowymi, medialnymi, marketingowymi, grupami wsparcia, organizacjami pozarządowymi i administracją rządową.

To jego macki kreują dziwne kłącze miejscowej rzeczywistości. Dla ciekawych klimatów ezoterycznych w bardziej oczywistej formie, pozostają oczywiscie księgarnie Atlantis Bookshop i Treadwells. W pierwszej z nich zaopatrzyłem się właśnie w potrzebną mi "The Book Of Thoth", służącą teraz do merytorycznej pomocy w medytacji nad kartą Maga, która wraz z i-chingowym heksagramem nr 11 stała się częścią mojego małego ołtarza, tymczasowego siłą rzeczy, gdyż w tym mieszkaniu został mi tylko jeszcze tydzień... tymczasowość, jak nic innego, jest miarą rzeczy w Londynie.

Na szczęście zabrałem z domu książkę, którą czytam od 15 lat i nigdy się z nią na żadnej przeprowadzce nie rozstaję, Tao-Te-Ching [Księgę Drogi Cnoty], pomagającą mi zawsze odnaleźć harmonię w każdej sytuacji, wskazującą że rzeczywistość ma ze swojej natury charakter nieskończony i relatywny. Przypadkowe otworzenie ujawnia następujący cytat:

(...) Chociaż nie mógł ich zrozumieć, starał się jednak przynajmniej bardzo powierzchownie poznać ich oblicze.
Jakże byli przezorni, jak człowiek przechodzący zimą przez rzekę.
Jakże byli ostrożni, jak ktoś, kto się boi sąsiadów ze wszystkich (czterech) stron.
Jakże byli powściągliwi, jak ktoś, kto się znajduje w roli gościa.
Jakże byli niezbadani, jak kawałek topniejącego lodu.
Jakże byli niezłomni, jak nieociosany pal drzewa.
Jakże byli rozlegli (w swej wiedzy), jak (szeroka) dolina.
Jakże byli nieprzeniknieni, jak zmącone wody powodzi.

Co można zrobić, żeby zmącenie ustąpiło
Należy zachować spokój (i bezruch), a (woda) stopniowo stanie się czysta (...)


Zacząłem też pisać, zresztą tematy tu leżą na ulicy, nie da się nie wpaść codziennie na 10 nowych. Generowany przez miasto chaos doskonale przekłada się na paliwo dla wszelakiej twórczości. Gdy piszę te słowa, trójka gości przede mną napiera minimale z kompów i syntezatorów robiąc to całkiem nieźle, a ja siedzę przed nimi...

2 comments:

Anonymous said...

Huuurrrra PISiory dostały w dupę!!! W sejmie nie zobaczysz już Giertycha ,Leppera ,Wierzeja, Bosaka , Maksymiuka ,Hojarskiej i wielu innych oszołomów!!! Może warto zastanowić się nad powrotem? Może chociaż za jakiś czasss?

Pozdrawiam!

rafał

Unknown said...

no faktycznie, mozna odetchnac z pewna ulga... jednak trzeba bedzie patrzec na rece zwyciezcom. szczegolnie interesuje mnie podatek liniowy, jesli go wprowadza, to naprawde rozwaze powrot :D